Polskie szpitale bez lekarzy

Lekarze ratują system, pracując nawet w dziesięciu miejscach

Lista szpitali, w których brak lekarzy zagraża wykonywaniu świadczeń, szybko się wydłuża. Kolejne szpitale zgłaszają niedobory.
Lista powstała z inicjatywy resortu, który próbował ukrócić proceder pracy lekarzy w wielu miejscach. W sierpniu ubiegłego roku znowelizowana ustawa o świadczeniach zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych przewidywała m.in. podwyżki dla specjalistów do kwoty 6750 zł. Warunkiem jej otrzymania była deklaracja, że lekarz nie będzie wykonywał tych samych świadczeń w innym ośrodku finansowanym z pieniędzy publicznych, np. jeździł dyżurować w innych szpitalach.
To natychmiast pogłębiło braki lekarzy, bo masowo rezygnowali np. z dodatkowych dyżurów w innych szpitalach. Efekt był więc odwrotny do zamierzonego.
Właśnie wtedy resort pozwolił, by placówki mające problemy z obsadą lekarską występowały do NFZ o wpisanie do wykazu podmiotów, w których może wystąpić ograniczenie lub brak dostępu do świadczeń opieki zdrowotnej bądź ciągłości ich udzielania z powodu braku kadry lekarskiej. Specjalista może dorabiać w takim szpitalu, nie tracąc podwyżki.
Jednak – jak sprawdziliśmy – lista szpitali dotkniętych brakiem lekarzy stale się wydłuża. Na Mazowszu początkowo, jeszcze w październiku, wpisało się na nią 27 szpitali, obecnie jest ich 38. Na Podkarpaciu było 16, teraz jest 19. Taka tendencja jest w niemal wszystkich województwach.  
Jednak według cytowanego przez „Dziennik Gazetę Prawną” wiceprezesa NFZ Adama Niedzielskiego, problem dotyczy tylko niektórych regionów. W zależności od województwa liczba lekarzy aktywnych zawodowo na tysiąc mieszkańców waha się od ok. 2,1 do ok. 4,6 – w województwie łódzkim.
Jednak, jak sprawdziliśmy, nawet w „najlepszym” według wiceprezesa województwie łódzkim cztery szpitale zgłosiły brak dostępu do świadczeń z powodu niedoboru lekarzy.
Według statystyk GUS 32 proc. lekarzy ma dwa miejsca pracy, a ponad 13 proc. – trzy. Do rzadkości nie należy praca w pięciu miejscach (6 proc. lekarzy). Rekordziści mają ich nawet dziesięć.

ID