Karetki bez lekarzy to dobra zmiana?

Ratownicy dążą do niezależności.

Choć z dnia na dzień zniknęło 135 karetek prywatnych, pacjenci tego nie odczuli. Pierwszy dzień obowiązywania przepisów o upaństwowieniu ratownictwa medycznego minął bez problemów – donosi „Rzeczpospolita”.
Cytowani przez dziennik specjaliści z Polskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej obawiają się jednak, że zmiany postulowane przez ratowników idą z złym kierunku. Podkreślają, że leczenie w stanach nagłych wymaga ciągłego podnoszenia kwalifikacji i rzeczywiście działające do tej pory na tym rynku prywatne podmioty o to dbały. Obecny brak konkurencji dla państwowego monopolisty może jednak spowodować, że nie zadba się o to we właściwy sposób.
Kolejna obawa lekarzy dotyczy zmniejszenia się liczby karetek „S” z lekarzem w składzie. Według prof. Juliusza Jakubaszki, przewodniczącego Polskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej, który wprowadzał w Polsce medycynę ratunkową i był pierwszym krajowym konsultantem w tej dziedzinie, taki proces będzie postępował.
Faktem jest, że w ubiegłym roku zniknęło 100 takich karetek z lekarzami. Prawdą jest też to, że lekarze kosztują więcej, a ponadto brakuje ich na rynku. Więc już wcześniej, często w karetkach „S”, brakowało lekarskiej obsady. Pracując nad ustawą o PRM resort rozważał nawet całkowitą likwidację karetek „S”.
Prof. Jakubaszko podkreśla, że do stanów nagłych związanych z zagrożeniem życia powinien jeździć lekarz. Szczególnie jeśli zagrożenie życia dotyczy dziecka.
Nic jednak nie wskazuje na to, by ten postulat doczekał się realizacji. Ratownicy dążą do samodzielności. Podnoszą kwestię oddzielenia ratownictwa od szpitali, co zapobiegłoby praktyce przeznaczania pieniędzy z kontraktu dla ratownictwa na inne cele. Roman Badach-Rogowski, szef Krajowego Związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego, postuluje centralizację ratownictwa w oparciu o 16 jednostek wojewódzkich pogotowia ratunkowego.

ID