Znikające porodówki

Co czwarta placówka chce zatrudnić pediatrę

W ciągu niespełna dwóch lat szpitale zamknęły 24 oddziały położnicze, zlikwidowano łącznie ok 400 łóżek. Przyczyną nie jest niż demograficzny, lecz problemy kadrowe – donosi dziennik.pl.
W ostatnich tygodniach prasa informowała o zawieszonych oddziałach w wielkopolskim Czarnkowie, w Zakopanem oraz w Mrągowie. Powód? Brak personelu.
Dyrektorzy placówek przyznają, że choć stale dają ogłoszenia o pracy, a także bezpośrednio namawiają lekarzy, chętnych wciąż brak.
Niestety, według cytowanych przez dziennik.pl ekspertów szans na szybką poprawę nie ma. Wydłuża się średnia wieku położników, która dziś wynosi ok. 60 lat, młodzi zaś nie garną się do tego zawodu. Ponadto ginekolodzy, oprócz anestezjologów, należą do grupy lekarzy najchętniej opuszczających Polskę. Co gorsza, coraz trudniej znaleźć również pediatrów, którzy są niezbędni do funkcjonowania oddziałów ginekologiczno-położniczych.
Obecnie niemal co czwarta placówka chce zatrudnić pediatrę, co piąta anestezjologa, a co dziesiąta ginekologa. Jeszcze niedawno samo Ministerstwo Zdrowia miało plan likwidowania oddziałów, które przyjmują poniżej 200 porodów rocznie. Docelowo miały przetrwać tylko te, na których rodzi się powyżej 400 dzieci.
Jednak nic takiego się nie stało. Jak zauważa w rozmowie z podyplomie.pl Krzysztof Żochowski, wiceprezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych, rząd nie ma prawnych możliwości likwidacji oddziałów, na których odbywa się mniej niż 1 poród dziennie. Rezultat jest taki, że oddziały zawieszają działalność w sposób niekontrolowany. Wśród nich coraz częściej są duże, bardzo ważne dla zaspokojenia lokalnych potrzeb.
Zdaniem wiceprezesa Żochowskiego, posunięcia Ministerstwa Zdrowia, takie jak zwiększenie naboru na uczelniach medycznych oraz liczby miejsc rezydenckich, w końcu jednak przyniosą poprawę sytuacji kadrowej, ale będzie to odczuwalne dopiero za kilka-kilkanaście lat. – Obecnie nasze położenie jest dramatyczne – przyznaje.

ID