Szpitale rozpaczliwie szukają pieniędzy na podwyżki

Dyrektorzy przestaną płacić dostawcom?

– Jeden ruch i mam pół miliona zł w plecy – mówi o konsekwencjach podwyżek płacy minimalnej szef szpitala w województwie warmińsko-mazurskim cytowany przez „Dziennik Gazetę Prawną”. Szpitale liczą, ile będzie kosztować je przyszłoroczny wzrost płacy minimalnej z 2250 zł do 2600 zł brutto. Według „DGP” dyrektorzy podają kwoty od pół miliona zł do 10 mln zł. Szacunki mówią nawet o kilku miliardach złotych w skali kraju.
W placówce w woj. warmińsko-mazurskim dyrektor będzie musiał podnieść wynagrodzenie połowy załogi – będą to 42 osoby. Koszt podwyżek dla nich to 120 tys. zł rocznie. Jednak średni personel medyczny także będzie musiał zarabiać więcej. W efekcie trzeba znaleźć dodatkowe pieniądze m.in. dla sekretarek medycznych, diagnostów i techników.
Z szacunków Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych (OZPSP) przeprowadzonego w grupie ponad 230 szpitali wynika, że koszty samych podwyżek dla osób objętych ustawą to ponad 230 mln zł. A koszty pośrednie, czyli podwyżki dla pozostałych pracowników, to kolejne 400 mln zł.
Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich mówi z kolei o 5-6 mld zł. Z danych zebranych od szpitali wynika, że środki, które otrzymują z NFZ, powinny wzrosnąć od kilku procent do nawet jednej czwartej. Dyrektorzy mówią, że od stycznia przestaną płacić dostawcom, żeby znaleźć pieniądze na wypłaty.
Marek Wójcik przyznaje, że w tym roku szpitalom dołożono w sumie 8 mld zł, czyli 21 proc., a i tak okazało się to za mało. – Dotychczas różnica między planem a faktycznym wykonaniem to było 3-4 proc. Jeszcze nigdy nie trzeba było dosypywać tak dużo, osiągając tak mało. I widać wyraźnie, że w roku 2020 trzeba będzie jeszcze więcej – przekonuje ekspert ZMP.

ID