Dr Fiałek: większość z nas chce walczyć

Policja wręcza lekarzom wezwania do walki z koronawirusem

Teraz jest wojna. Wojna biologiczna – mówi z wywiadzie dla podyplomie.pl lek. Bartosz Fiałek, przewodniczący Regionu Kujawsko-Pomorskiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy.

Podyplomie.pl: Do drzwi wielu lekarzy, zwykle po godz. 22, puka obecnie policja i wręcza skierowanie do pracy w szpitalu zakaźnym w terminie natychmiastowym. Co w tej sytuacji robić?
Lek. Bartosz Fiałek: W świetle prawa nie można się nie zgodzić, pod karą grzywny. Trzeba stawić się w jednoimiennym szpitalu zakaźnym, i to nawet jeśli nie spełnia się ustawowych kryteriów i znajduje w grupie lekarzy, których specustawa z 8 marca br. o zwalczaniu koronawirusa wyłącza. To znaczy nawet jeśli jesteśmy zbyt młodzi,albo po 60. r.ż. albo opiekujemy się dzieckiem do lat 18. W takim przypadku i tak musimy się stawić, ale jednocześnie możemy złożyć odwołanie. Jeśli się nie należy do tej grupy, to skierowanie jest wiążące na 3 miesiące. Nie mamy możliwości, by się odwoływać, bo takie odwołanie na pewno zostanie odrzucone.

Co ma zrobić lekarz, który np. ma dzieci?
Jeśli faktycznie ma małe dziecko i mimo to otrzyma skierowanie, i tak powinien zgłosić się do wskazanego szpitala, ponieważ skierowanie ma rygor natychmiastowej wykonalności, pod karą grzywny. Powinien też od razu złożyć odwołanie. Być może zostanie pozytywnie rozpatrzone i wróci do domu. Jeśli nie, może dochodzić swoich praw, np. pozwać skarb państwa o to, że został niesłusznie skierowany i tym samym narażony na utratę zdrowia i życia.

Na forach można przeczytać, że niektórzy lekarze zignorowali nakaz.
Niezależnie od tego, czy nam się to podoba, czy nie, prawnicy mówią jasno: za niestawienie grozi grzywna, a wykonalność jest natychmiastowa.

Jak lekarze oceniają takie prawo?
Niektórzy prawnicy mówią, że specustawa jest niekonstytucyjna, ale nie jestem prawnikiem, tylko lekarzem, trudno mi ją oceniać pod kątem prawnym.
Na pewno jako lekarze nie jesteśmy z tych zapisów zadowoleni. Nie dlatego, że nie chcemy pracować, tylko dlatego, że jesteśmy nią całkowicie ubezwłasnowolnieni. Możemy być rzuceni do walki na froncie, choć brakuje tam podstawowego zabezpieczenia. Każe się nam walczyć ze śmiercionośnym wirusem, bez żadnej gwarancji zachowania bezpieczeństwa. Owszem, możemy się upomnieć, ale nawet jeśli nie dostaniemy środków ochrony indywidualnej, i tak musimy realizować świadczenia.
Dlatego uważam, że nie jest to dobre prawo dla personelu medycznego.

Jaka jest skala wezwań? Których szpitali to szczególnie dotyczy?
Z całej Polski płyną setki takich głosów, choć po tym jak została zwolniona położna w Nowym Targu, wielu pracowników ochrony zdrowia nabrało wody w usta. Zgłoszenia dotyczą i szpitali powiatowych, i jednoimiennych zakaźnych. Zarówno z południa Polski, jak i z północy, ze wschodu i z zachodu. Ogromne kłopoty ma szpital w Łomży, wiemy o trudnej sytuacji w Grudziądzu. Nie znam szpitala, w którym czegoś nie brakuje, wszędzie przygotowanie do walki z pandemią jest słabe.
Widać to zresztą po apelach szpitali i lekarzy do społeczeństwa o pomoc w zbiórce gogli, masek, kombinezonów i środków dezynfekcyjnych. Brakuje tego w całym kraju.

Niektórzy lekarze próbują zaszyć się na wsi lub u rodziców. Liczą, że pomoże wyłączony domofon lub przebywanie pod innym adresem.
Jeśli mamy dostać skierowanie, to nas znajdą. Mogą przyjść do miejsca pracy, a nawet naszych rodziców. Dyrekcja szpitala ma nasze adresy zameldowania i korespondencyjne. Żeby uniknąć wezwania, lekarze musieliby się ukrywać jak przestępcy.

Zdarza się, że pana koledzy mówią: nie po to zostawałem lekarzem, by walczyć z epidemią?
Mówi tak mała grupa osób. Większość chce walczyć, oczekuje jedynie podstawowego zabezpieczenia w środki ochrony indywidualnej. To stan wyższej konieczności, więc nieważne, że ktoś chciał robić operacje zaćmy, a nie walczyć na pierwszej linii frontu. Teraz jest wojna. Wojna biologiczna. Ważne jest to, że jesteśmy lekarzami. Tu nie trzeba wielkiej wiedzy. Uważa się, że każdy lekarz skończył studia i ma wystarczające podstawy. Wie, jak przeprowadzić wywiad i rozbić selekcję, co jest COVID-19, a co nie.

Czy maski szyte przez krawcowe faktycznie trafiają do szpitali?
Nie ma szansy, aby trafiały oficjalnie, bo nie mają atestów. Ale pracownik może przyjść we własnej maseczce. Więc jak mam pracować zupełnie bez zabezpieczenia, to wolę założyć maskę bez atestu. Lepsze jakiekolwiek zabezpieczenie niż żadne.


Rozmawiała: Iwona Dudzik

id