J.K.: Liczba pacjentów z niewydolnością rośnie nie dlatego, że pogarsza się system opieki nad nimi, ale paradoksalnie dlatego, że jest coraz lepszy. Osoby z chorobami serca żyją coraz dłużej, więc zwiększa się ich odsetek. Nie chodzi tylko o dostępność poradni, ale też o podniesienie ich jakości. Mówimy bowiem o pacjentach, którzy wymagają interdyscyplinarnego podejścia, bo najczęściej mają choroby współistniejące: nadciśnienie tętnicze, chorobę wieńcową, co drugi chory ma przewlekłą obturacyjną chorobę płuc, co trzeci cukrzycę, a co dziesiąty jest po udarze mózgu. Wielu potrzebuje też wsparcia psychologicznego, które w Polsce nie jest jeszcze standardem. Warto też edukować i motywować pacjentów do zmiany trybu życia. U nas niedocenianym elementem jest opieka pielęgniarska. W Norwegii szkoli się tzw. pielęgniarki niewydolnościowe, które wiele problemów rozwiązują bez lekarza. W Polsce powoli rozwija się opieka nad pacjentami z niewydolnością serca, w szpitalach powstają pododdziały. Pewną alternatywą dla leczenia ambulatoryjnego jest też telemedycyna. Jej zalążki działają w przypadku kontroli pacjentów ze stymulatorem serca czy defibrylatorem.

MT: Na razie jednak telemedycyna nie jest refundowana przez NFZ.

J.K.: System wymaga na początek nakładów, ale w dłuższej perspektywie przynosi oszczędności, bo pacjent rzadziej musi przechodzić badania kontrolne, a i tak problemy są szybko wychwytywane. Na razie nie jest refundowany przez NFZ, mimo to już funkcjonuje np. w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu oraz Klinice Kardiologii w Szpitalu Uniwersyteckim przy ulicy Banacha w Warszawie.

MT: Mówimy o nowych technologiach, a wciąż zdarza się, że pacjenci umierają, bo nie trafili dość szybko lub nie zostali przyjęci do szpitala.

J.K.: Bardzo ważnym problemem jest skoordynowanie kardiologii z ratownictwem medycznym. Dziś są to osobne dziedziny, nadzorowane przez różnych konsultantów. Krokiem w dobrą stronę jest wyposażenie karetek w całej Polsce w systemy teletransmisji, które przekazują zapisy EKG chorego bezpośrednio z ambulansu do specjalisty w szpitalnym ośrodku kardiologicznym. To pozwala na szybszą i skuteczniejszą diagnozę lekarską i ustalenie, gdzie przewieźć pacjenta, żeby niepotrzebnie nie krążyć po kolejnych placówkach. Zmiany idą w dobrym kierunku.■

Do góry