Prof. nadzw. Krzysztof Reczuch przyznaje, że był zszokowany, gdy już w drugiej dobie po zabiegu obserwowano spadek średniego ciśnienia skurczowego w ciągu doby ze 155 mmHg na 118 mmHg. U operowanego mężczyzny efekt nie był aż tak spektakularny (średnie ciśnienie skurczowe w czasie doby spadło ze 172 mmHg do 145 mmHg), ale lekarzy to w pełni usatysfakcjonowało. Stwierdzony spadek ciśnienia tętniczego pogłębiał się w czasie kolejnych dni po zabiegu. U 38-latki dochodziło nawet do niedociśnienia, które wymagało redukcji leczenia hipotensyjnego i odstawienia dwóch ze stosowanych sześciu preparatów. Chora wróciła do normalnej aktywności, ma plany zawodowe. I po raz pierwszy od wielu lat nie cierpi na bóle głowy. Równie zadowalające i trwałe są efekty u drugiego pacjenta.

Trzeba być ostrożniejszym

Mimo tych niewątpliwych sukcesów lekarze wolą być ostrożni.

– Choć pierwsze próby są obiecujące i być może ablacja kłębków szyjnych w przyszłości będzie stanowić alternatywę dla chorych z opornym nadciśnieniem, pamiętajmy, że jest ona dopiero w fazie badań – przestrzega prof. Ponikowski. – Za wcześnie jeszcze mówić o prawdziwym przełomie. Kilkanaście lat temu za taki uznano denerwację tętnic nerkowych, ale okazało się, że to nie takie proste.

Wrocławscy lekarze nadal pracują nad udoskonaleniem metody selekcjonowania chorych do zabiegów. Zamierzają w tym roku przeprowadzić kolejne.

Do góry