M.K.: Skala marnotrawstwa jest w ochronie zdrowia bardzo duża na skutek błędów w systemie i kiepskiego zarządzania, które utrzymują się mimo wyposażenia gabinetów w nowe technologie. Polski nie stać na to, aby na zdrowie przeznaczać więcej pieniędzy. Możemy lepiej nimi zarządzać, a to wymaga dużo skuteczniejszego nadzoru. Kłopot w tym, że NFZ słabo sobie z tym radzi. Co kilka miesięcy dowiadujemy się o różnych dziwnych przypadkach, np. o leczeniu mężczyzny na schorzenia kobiece. Odnoszę wrażenie, że system kontroli funduszu jest opresyjny, kontrole bywają uciążliwe i mało kompetentne. Jednak w przypadku publicznych pieniędzy nie możemy powiedzieć: „Nas interesuje tylko leczenie, a reszta nie”. Jeżeli lekarze chcą korzystać z publicznych środków, muszą się z nich rozliczyć. Problemem jest to, że zbyt mało miejsca poświęca się na analizę skutków jakiegoś wydarzenia, bo to jest trudniejsze, a koncentruje się na procedurach, braku przecinka itp.

MT: Jak ostre starcia PZ z MZ wpłyną na ochronę zdrowia, a szczególnie sytuację innych lekarzy?

M.K.: Pula na leczenie to jeden tort. Jeśli ktoś domaga się więcej, pozostałym zostanie mniej. MZ zadeklarowało, że chce przekazać do POZ w tym roku 1,3 mld zł więcej. To kwota, która dla systemu jest odczuwalna. Problem polega na tym, czy w ślad za tym poszło jakieś usprawnienie, czy wszystko pozostało bez zmian. Komu zabrano, by ktoś otrzymał więcej. Pytanie także, czy reszta to zaakceptuje. Uważam, że z tym właśnie Porozumienie Zielonogórskie będzie miało największy problem: przekonaniem innych lekarzy oraz społeczeństwa, że jeśli oni dostali większe pieniądze, to coś się poprawiło.

Do góry