Globalne rozwiązanie

W 1937 roku na terenie Ugandy po raz pierwszy wyodrębniono przypadek tzw. gorączki zachodniego Nilu, czyli jednej z postaci wirusowego zapalenia mózgu. Parę lat wcześniej zdołano zidentyfikować wirusa wywołującego zapalenie mózgu u koni na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych, a także udowodniono, że odpowiedzialne za jego przenoszenie są w pierwszym rzędzie komary.

W 1938 roku potwierdzono pierwszy przypadek zachorowania człowieka. Wirus uzyskał oznaczenie EEE (eastern equine encephalitis). Jakkolwiek zdawano sobie jasno sprawę z zagrożenia i dostrzegano konieczność stworzenia systemu kontroli populacji owadów, jednak musiało upłynąć jeszcze wiele dziesięcioleci, nim różne projekty ostatecznie zostały wprowadzone w życie. Za jedną z najwcześniejszych prób można uznać National Mosquito Extermination Society, organizację zrzeszającą zarówno entomologów, jak i lekarzy, powołaną do życia już w 1903 roku. Jej kontynuatorką była utworzona pod koniec II wojny światowej American Mosquito Control Association (AMCA), która zaczęła wydawanie własnego periodyku. Warto podkreślić, że właśnie wówczas na szerszą skalę zaczęto stosować okryty później złą sławą środek owadobójczy DDT.

Niemniej jednak pierwszy kompleksowy projekt zintegrowanej walki z chorobami przenoszonymi przez komary został zapoczątkowany dopiero parę lat temu przez ONZ ds. Wyżywienia i Rolnictwa oraz Międzynarodową Agencję Energii Atomowej (MAEA). Do projektu dołączyły inne instytucje oraz eksperci międzynarodowi, m.in. brytyjska spółka Oxitec. Można powiedzieć, że globalne zagrożenie domaga się globalnego systemu ochrony.

MAEA, a zwłaszcza jej dział Insect Pest Control Laboratory (IPCL), pracuje nad metodą ograniczania populacji komarów zwaną sterile insect technique – SIT, czyli planową sterylizacją owadów. Entomolog z MAEA Andrew Parker jest zdania, że lokalne wyniszczenie komarów pozwoli również na zredukowanie stosowania szkodliwych związków chemicznych, co z kolei pomoże w prowadzeniu zrównoważonego gospodarowania środowiskiem. Nie ulega wątpliwości, że mamy do czynienia z uodparnianiem się owadów na pestycydy. Jako przykład Andrew Parker podaje Burkina Faso, gdzie malarię oraz gorączkę denga przenoszą głównie komary odporne na środki owadobójcze.

Na konferencji, która odbyła się w czerwcu 2014 roku w Wiedniu, poświęconej rozwojowi SIT oraz innym metodom kontroli chorób przenoszonych przez komary, prezentowano szeroki plan zwalczania nosicieli, czyli wektorów, oraz wstępne wnioski z doświadczenia ich zwalczania. Zgodnie z obliczeniami naukowców, by technika sterylizacji owadów doprowadziła do zahamowania rozmnażania się komarów, należałoby wypuścić do natury miliardy wysterylizowanych samców. Miałoby wówczas dojść do przemieszania się osobników sterylnych z tymi, które zdolne są do rozrodu. Dotychczasowe obserwacje laboratoryjne wskazują jednak, że możemy natrafić na pewną istotną przeszkodę. Okazuje się bowiem, że wysterylizowany komar ma u komarzyc małe szanse powodzenia. Dlatego nie zaniedbuje się innych kierunków badań.

Nad alternatywnym, niezależnym rozwiązaniem problemu ograniczenia liczby komarów pracują brytyjscy naukowcy, współpracujący z MAEA. Proponują oni metodę kontroli chorób wektorowych opartą na genetycznej modyfikacji owadów je roznoszących. Samce komarów nosiłyby w sobie „gen śmierci”, który byłby dziedziczony. Gen ten u młodych owadów pochodzących z takiego związku powodowałby, że ginęłyby one przed osiągnięciem dojrzałości płciowej. Niektórzy ekolodzy mają jednak poważne obawy związane z wypuszczeniem komarów genetycznie zmodyfikowanych do naturalnego środowiska. Nie da się ich zdaniem przewidzieć konsekwencji dla ekosystemu ani kontrolować skutków wyniszczenia dużej liczby komarów. Zmniejszenie ich populacji będzie miało wpływ na organizmy usytuowane wyżej w łańcuchu pokarmowym, które do tej pory żywiły się owadami i ich larwami.

Nie ma również pewności, czy inne insekty nie zaczną roznosić niebezpiecznych chorób, wypełniając w ten sposób lukę, jaką pozostawi w ekosystemie usunięcie komarów. Innym zagrożeniem, którego nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jest możliwe przetrwanie zmodyfikowanego genu w naturze, co mogłoby w konsekwencji doprowadzić do powstania wyjątkowo odpornych na działania człowieka owadów. Słowem komarzy problem daleki jest jeszcze od rozwiązania.

Do góry