Zagranica

Grecja: Zorba bez ortopedy

Jerzy Dziekoński

Kryzys odcisnął piętno także na greckim systemie ochrony zdrowia – lekarze emigrują, brakuje personelu medycznego, a zaopatrzenie placówek medycznych jest na krytycznie niskim poziomie. Specjaliści alarmują, że kraj stanął na granicy humanitarnej katastrofy.

Jeszcze w 2010 roku Grecja mogła pochwalić się znacznie większą liczbą lekarzy w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców aniżeli jakikolwiek inny kraj europejski. Kiedy średnia unijna wynosiła 3,4 lekarza na 1 tys. mieszkańców, w Grecji wskaźnik ten był niemal dwukrotnie wyższy i wynosił 6,1. Kryzys zmienił sytuację. Przy budżetach szpitali okrojonych o 50 proc. nie ma pieniędzy na utrzymanie etatów. W całym sektorze publicznym zamrożono zatrudnianie nowych pracowników – na 10 osób odchodzących na emeryturę okrojone środki pozwalały na zatrudnienie jednej osoby! Dopiero w 2015 roku uruchomiono dodatkowe środki na zatrudnianie. Nie zmienia to jednak faktu, że miejsc pracy wciąż jest za mało. Według wyliczeń przedstawionych przez Federację Greckich Szpitali obecnie w placówkach ochrony zdrowia brakuje 6 tys. etatów. Przykładem jest choćby oddział dziecięcy w szpitalu w Xanthi w północno-wschodnim regionie kraju. Jeszcze pięć lat temu pracowało tam pięciu pediatrów. Mimo rosnących potrzeb pozostało tam tylko dwóch lekarzy.

W całym kraju brakuje również personelu medycznego, a z drugiej strony ponad 8 tys. wykwalifikowanych pielęgniarek pozostaje bez pracy.

Cięcia etatów wywołały falę emigracji, zwłaszcza lekarzy wysoko wyspecjalizowanych. Jak podaje Ateńskie Stowarzyszenie Medyczne, od 2010 roku Helladę opuściło ponad 7,5 tys. lekarzy. Tylko od początku roku wydano w Grecji ok. 1 tys. certyfikatów potwierdzających kompetencje i uprawniających lekarzy do pracy za granicą. Paradoksalnie głównym kierunkiem wyjazdów wykształconych medycznie Greków jest dociskające ich państwo, czyli Niemcy. Swoje miejsce znalazło tam już 3,5 tys. młodych greckich lekarzy. I wciąż napływają nowi. Dr Alexandros Garyfallos, reumatolog i wykładowca Uniwersytetu Arystotelesa w Salonikach, w rozmowach z dziennikarzami żartuje, że niebawem w Niemczech będzie więcej greckich lekarzy aniżeli w północnej Grecji.

Problemy kadrowe nie są jednak jedynymi, które nękają kraj. Ubożenie społeczeństwa i rosnące bezrobocie wyrzuciły 2,5 mln Greków, czyli niemal jedną czwartą społeczeństwa poza system ubezpieczeniowy. Ubezpieczenie osoby bezrobotnej przez państwo obowiązuje jedynie przez rok od utraty pracy. Później jest ona zdana na siebie. Problem doskonale ilustruje sytuacja w klinice Lekarzy Świata w Salonikach. Jeszcze kilka lat temu z jej pomocy korzystali głównie nielegalni imigranci, dzisiaj po poradę przychodzą tutaj przede wszystkim Grecy. Jak mówią lekarze wolontariusze, w ciągu dwóch-trzech lat miesięczna liczba wizyt wzrosła dwukrotnie.

Zmniejszenie wpływów z ubezpieczenia przekłada się na drastyczne obniżenie nakładów na opiekę zdrowotną. Znacznie okrojono limity badań skriningowych w kierunku wykrywania raka macicy, piersi i prostaty. Zaopatrzenie szpitali w podstawowy asortyment, taki jak rękawiczki, strzykawki, gaza, wata, cewniki i papierowe ręczniki, spadło dramatycznie. Szpitale, szukając oszczędności, postawiły na tańsze zamienniki stosowanych dotychczas instrumentów medycznych. Dr Dimitris Adamidis, ordynator wspomnianego wcześniej oddziału dziecięcego w Xanthi, narzeka na kupowane o 10 centów taniej niż dotychczas zaciski do pępowiny noworodków. Jak zauważa lekarz, nowe sprawiają sporo problemów. Ordynator w rozmowie z „Guardianem” przytacza przykład noworodka, który z powodu wadliwego zacisku dostał poważnego krwotoku i musiał spędzić dwa tygodnie na intensywnej terapii.

Drastycznie obcięto także wydatki na refundację leków. Według wyliczeń European Federation of Pharmaceutical Industries and Associations w ciągu ostatnich pięciu lat o 32 proc. Efekt? Państwo zalega firmom farmaceutycznym ponad 1,1 mld euro za dostawy leków. Zdaniem farmaceutów w ciągu tygodni mogą wyczerpać się zapasy najważniejszych farmaceutyków.

Do góry