Na ważny temat

Egzekucja praw przede wszystkim

O klauzuli sumienia, przestrzeganiu przepisów i koniecznych regulacjach z dr. Adamem Bodnarem, rzecznikiem praw obywatelskich, rozmawia Jerzy Dziekoński

Small 0k2a4030 opt

dr Adam Bodnar

MT: Prof. Irena Lipowicz wystąpiła do ministra zdrowia z wnioskiem o podjęcie działań prowadzących do uregulowania zawodu fizjoterapeuty. Sejm przegłosował jedną z ustaw, ale przeciwne jest środowisko lekarskie. Jak pan zapatruje się na te regulacje?


DR ADAM BODNAR:
Oczywiście popieram działania podejmowane przez moją poprzedniczkę. Przy braku odpowiednich regulacji nie wiemy, kto tak naprawdę ma uprawnienia zawodowe do wykonywania czynności z udziałem pacjentów, czyli rehabilitacji, a to może prowadzić do naruszenia praw tych pacjentów. Chodzi więc o to, żeby wprowadzić jasne reguły – kto, z jakim tytułem i w jakich warunkach może wykonywać ten zawód. Rozumiem, że lekarze niespecjalnie chcą oddać część swoich uprawnień fizjoterapeutom, ale z drugiej strony, skoro jest pewna grupa wykonująca ten zawód, powinniśmy dążyć do tego, aby zyskała ona odpowiednie uprawnienia i należną pozycję w środowisku osób zajmujących się chorymi.


MT: A medyczna marihuana? Jakie jest pana stanowisko?


A.B.:
Moje stanowisko składa się z trzech elementów. Po pierwsze, przywołam wiceministra Radziewicza-Winnickiego, który twierdzi, że medyczna marihuana jest dostępna w leczeniu niektórych chorób. I faktycznie, jeżeli spojrzymy na listę dopuszczonych środków medycznych, to w odniesieniu do części schorzeń leki zawierające medyczną marihuanę znajdują się na niej. Zatem ogólne stwierdzenie, że medyczna marihuana jest w Polsce niedostępna, nie wydaje się prawdziwe.

Po drugie, jeśli chodzi o terapie np. onkologiczne, uważam, że należy wykonać wyrok Trybunału Konstytucyjnego i taką dostępność wprowadzić. No i po trzecie, trzeba pamiętać, że jest jeszcze jeden sposób zapewnienia pacjentom dostępu do medycznej marihuany, mianowicie import docelowy. Należy tylko wystąpić do ministra zdrowia, aby można było na potrzeby konkretnej choroby i terapii sprowadzić środki zawierające medyczną marihuanę. Taka procedura istnieje i jest dopuszczalna. Jak dotąd było kilkanaście przypadków sprowadzenia takich preparatów, ale być może jest to za mało w stosunku do potrzeb i należałoby tę procedurę uczynić bardziej dostępną.


MT: Mamy jednak w kraju sytuacje, w których z tych powodów przerywane są terapie u ciężko chorych dzieci.


A.B.:
Rzeczywiście, dotarły do mnie takie informacje.


MT: Co zatem można zrobić, aby takich sytuacji uniknąć?


A.B.:
Jest obawa, że chodzi o ukrytą formę legalizacji marihuany. I to prawdopodobnie powoduje blokadę u polityków w podejmowaniu tego typu spraw. Dlatego sądzę, że rozwiązania tego problemu należy szukać nie tylko na poziomie regulacji, ale również mentalności. Skoro leczymy ból za pomocą opioidów i są to terapie dostępne w polskim prawie, tak samo przy odpowiedniej kontroli powinniśmy stworzyć procedury dostępności medycznej marihuany.


MT: Polskie Towarzystwo Onkologiczne przedstawiło niedawno raport „Białe plamy polskiej onkologii”. Wniosek: mamy nierówny dostęp do świadczeń onkologicznych – decyduje miejsce zamieszkania. Eksperci wskazują też, że nie mamy takiego dostępu do nowych terapii lekowych jak np. obywatele krajów wysoko rozwiniętych Europy. Czy pana zdaniem jest to pole do działania dla RPO? Czy można mówić tutaj o dyskryminacji?


A.B.:
Jeśli mówimy o terapiach dopuszczonych w polskim prawie, uważam, że jest to ważny temat dla rzecznika. Mamy konstytucyjne prawo dostępu do ochrony zdrowia, ono już samo w sobie zawiera element równości, i rzecznik powinien dopilnować, aby było ono przestrzegane. Natomiast znacznie trudniej jest już rzecznikowi ingerować w sytuacji, gdy jedno świadczenie jest ujęte w pakiecie NFZ, a inne nie. Zawsze pojawiają się wtedy pytania: czym w istocie jest opieka zdrowotna? Jaki jest jej zakres? I które jej elementy powinny być finansowane ze środków publicznych? Co innego, kiedy mówimy o kryterium równości, mamy tu jasny punkt odniesienia – jeden obywatel jest lepiej traktowany, inny gorzej. Absolutnym obowiązkiem rzecznika jest wtedy podejmowanie takich działań i interwencji, aby zapewnić faktyczną równość w dostępie do świadczeń medycznych. Przekłada się to również na kolejki w przychodniach i szpitalach czy na sytuację osób z terenów wiejskich, gdzie trudniej jest dojechać i gdzie dostęp do różnego rodzaju terapii jest bardziej kosztowny.


MT: A jeśli chodzi o terapie, które są niedostępne w kraju, bo nowe leki wdrażane są w Polsce dużo później niż w innych krajach europejskich?


A.B.:
To zupełnie inny problem. Raz na jakiś czas media opisują takie historie – mamy pacjenta chorego na raka, który dowiedział się o supernowej technologii stosowanej w Kalifornii i chciałby być w ten sposób leczony. Ów pacjent, mając pewną nadzieję, zwraca się do NFZ, ale słyszy odpowiedź, że nie jest to terapia zatwierdzona przez Agencję Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji. Następuje pewien rozdźwięk – bardzo poważny z punktu widzenia państwa, ponieważ taka terapia nie kosztuje 5 zł, tylko setki tysięcy złotych. Nie mówimy zatem o małych pieniądzach, które można sobie ot, tak wziąć bez wpływu na funkcjonowanie systemu. Jako płatnicy składki zdrowotnej chcemy wierzyć, że ktoś, kto rozporządza naszymi pieniędzmi, robi to w sposób racjonalny. Zatem z punktu widzenia praw człowieka nie możemy rościć sobie prawa do najlepszego możliwego leczenia istniejącego gdzieś na świecie, ale niezatwierdzonego w kraju i nieskojarzonego z możliwościami finansowymi systemu. Jedyne, czego możemy oczekiwać w takiej sytuacji, to szybkiej i jasnej procedury zweryfikowania, czy faktycznie dana terapia może pomóc i czy jest możliwość jej sfinansowania przez NFZ, mimo że nie jest ujęta w systemie.


MT: Kolejna sprawa – prof. Irena Lipowicz występowała, żeby wprowadzić zmiany w zakresie klauzuli sumienia, aby w przypadku odmowy świadczenia to placówka medyczna miała obowiązek wskazania specjalisty, który się tego podejmie, a nie lekarz, który odmówił wykonania zabiegu. Co pan sądzi o takim rozwiązaniu?


A.B.:
Przede wszystkim muszę zaznaczyć, że obawiam się rozwiązań, które będą tworzyć jakiekolwiek listy osób wykonujących określone zabiegi. Mam wrażenie, że mogłoby to się zamienić w czarne listy, napiętnowanie przez opinię publiczną i środowisko, zwłaszcza w małych miejscowościach i ośrodkach. A jeśli chodzi o postanowienie Trybunału Konstytucyjnego z 7 października br., to wydaje mi się, że przynajmniej w części idzie ono w kierunku zaproponowanym w wystąpieniu RPO do ministra zdrowia, o którym pan mówi. To znaczy podkreśla obowiązek państwa i NFZ w zagwarantowaniu realizacji praw należnych pacjentom. W przypadku, gdy lekarz odmawia wykonania określonego świadczenia zdrowotnego, powołując się na klauzulę sumienia, należy ten fakt w pierwszej kolejności zgłosić do kierownika podmiotu leczniczego. A jeśli on nie wskaże innego lekarza, który zrealizuje świadczenie zdrowotne, pacjent powinien niezwłocznie zwrócić się do Rzecznika Praw Pacjenta lub Rzecznika Praw Obywatelskich.


MT: NIK w swoim raporcie sugeruje, że państwo powinno wiązać lekarzy trafiających na rezydentury umowami, według których po zakończeniu specjalizacji będą oni musieli przepracować określony czas w Polsce. Czy to jest możliwe?


A.B.:
Można łatwo powiedzieć, że mamy wolność wyboru wykonywania zawodu, że mamy swobodę przepływu pracowników, że mamy Unię Europejską. Z drugiej strony jednak rzeczywiście trudno nie zauważyć odpływu wykwalifikowanych lekarzy do krajów, w których za ich pracę płaci się więcej. Pytanie, w jaki sposób państwo mogłoby ten odpływ powstrzymać, jest więc jak najbardziej na miejscu…


MT: No właśnie, czy zakaz jest dobrym sposobem?


A.B.:
Rezydentura nie jest jakimś wyjątkowym benefitem, który mógłby obligować specjalizującego się lekarza do pozostania w kraju. Jeżeli zatem wprowadzimy element przymusu na jednym z etapów ścieżki zawodowej, który wiąże się ze zdobyciem pełni kwalifikacji, to możemy mieć problem konstytucyjny oraz problem dotyczący swobody przepływu pracowników w Unii Europejskiej.

Do góry