MT: Ma pani tytuł kardiologa europejskiego. Od 2006 roku ma pani uznane kwalifikacje jako konsultant z kardiologii na terenie Wielkiej Brytanii i czynną licencję wydaną przez General Medical Council. Od wielu lat jest pani nauczycielem akademickim Szkoły Medycznej dla Obcokrajowców CM UJ. Jak to wszystko udało się pani osiągnąć w tak młodym wieku?


O.K.:
Z kardiologiem europejskim to było tak: kolega namawiał mnie o staranie się wraz z nim o ten tytuł w Europejskim Towarzystwie Kardiologicznym (European Society of Cardiology – ESC). Kolega przedstawił argument ekonomiczny, że tytuł ten to stopień przed otrzymaniem innego: fellow of ESC, który jest formą najtańszej opłaty uczestnictwa w corocznym kongresie ESC. Było to ważne, bo przecież z trudem uzyskiwaliśmy środki na wyjazdy na kongresy. Zostaliśmy zatem kardiologami europejskimi, a potem fellow of ESC.

Co do rejestracji i licencji w Wielkiej Brytanii. Od pewnego czasu zawód lekarza zaczął być w Polsce deprecjonowany – takie przynajmniej były moje obserwacje. Chciałam dla lepszego samopoczucia w jakiś sposób się zweryfikować. Ten, kto choć raz był w General Medical Council (odpowiednik naszych izb lekarskich), przy Euston Road w Londynie, wie, jak elegancko są tam lekarze traktowani i jak komfortowo się czują. To było mi potrzebne… Ale nie oceniam tego, co robię w kategoriach sukcesu. Po prostu pracuję. A co los przyniesie? – zobaczę. Tak do końca nigdy nie wiemy, czy nasze wybory są tymi najbardziej optymalnymi, w tym te zawodowe. Poświęcając czas jednej sprawie, rezygnujemy z innej. Mam jednak takie życzenie dla złotej rybki, aby w zdrowiu i w spokojnej atmosferze pracować nadal.

Do góry