T.D.:
Jak już mówiłem, nie ma przyrodniczych algorytmów ani metod stwierdzania cudów, i chyba nie może ich być. Poważny badacz odkłada swoje przekonania religijne na bok i stara się ze wszelkich sił udowodnić, że coś cudem nie jest, znaleźć jakieś wytłumaczenie przyrodnicze, aczkolwiek im bardziej mu się to nie udaje, tym… Innymi słowy, jeżeli badacze mają w ogóle jakiegoś patrona, to spośród wszystkich możliwych kandydatur bez wątpienia jest nim apostoł Tomasz.


MT: Z medycyną wiążą się także inne cuda, które być może wynikają tylko z umiejętności lekarzy. „To cud, że wyszedł z raka, że chodzi po strasznym wypadku itd.”. Nadużywane pojęcie czy ludzka potrzeba istnienia czegoś, co nie da się wyjaśnić „szkiełkiem i okiem”?


T.D.:
To nie takie proste. Medycyna nie potrafi wytłumaczyć wyzdrowienia, i co wtedy? Osoba religijna stwierdza cud medyczny i już. Sprawa jest prosta, jasna i niewątpliwa. Ale agnostyk nadal wątpi. Dlaczego? Przypomina mi się Lemowski dowód na realność istnienia snów proroczych. W milionowym mieście ludzie śnią. Jedna trzecia pamięta, co śniła. Co tysięczny sen przypadkowo się sprawdza. No i codziennie, miesiąc po miesiącu, rok po roku, coraz to z innej strony, od wiarygodnych osób dowiadujemy się o realności zjawiska. I jak tu w końcu nie uwierzyć!? Reasumując, punkt widzenia zależy od punktu wierzenia… I myślę, że właśnie tak jak jest, jest dobrze. Nadal mamy wolność wyboru i wolną wolę. Gdybym miał pewność istnienia Boga, to byłbym, bez najmniejszej wątpliwości, w zakonie żebraczym, a nie na uczelni. Kto by uczył studentów? Wszyscy inni też by byli w zakonie, cywilizacja by upadła, a Pan Bóg miałby potężny kłopot, czy moje cnotliwe życie było wolnym wyborem i czy w tej sytuacji w ogóle zasługuję na zbawienie.

Do góry