H.Z. nie wskazuje żadnego innego miejsca pobytu czy też zamieszkania, do którego mógłby powrócić po zakończeniu terapii. Oznacza to, że jest bezdomny. Tak w swoim czasie potraktował go MOPS w S., przyznając mu zasiłek okresowy.

4. Sądy znalazły rozwiązanie

W opisanych sprawach doszło do negatywnego sporu między organami samorządu terytorialnego; wszystkie uznały się za niewłaściwe miejscowo do rozpoznania wniosków szpitali.

Jak już stwierdziliśmy, podstawą ustalenia, który organ powinien załatwić sprawę, miało być miejsce zamieszkania wnioskodawcy. Przy czym ustawa o świadczeniach nie definiuje pojęcia „miejsca zamieszkania”. Sąd posiłkował się więc art. 25 Kodeksu cywilnego, zgodnie z którym jest nim miejscowość, w której przebywa się z zamiarem stałego pobytu. W świetle tego przepisu decydują łącznie dwa czynniki: zewnętrzny (fakt przebywania) i wewnętrzny (zamiar stałego pobytu).

Także we wszystkich trzech sprawach trudno dopatrzeć się faktów, które pozwalałyby ustalić miejsce zamieszkania tych osób w rozumieniu art. 25 k.c. Z kolei ustawa o świadczeniach nie określa właściwości organu, gdy pacjentem jest osoba, której miejsce zamieszkania nie jest znane. Nie odsyła też w takim przypadku do innej ustawy.

NSA musiał jednak wypełnić tę lukę i pozytywnie rozstrzygnąć spór. Sięgnął do Kodeksu postępowania administracyjnego, który ustanawia ogólne reguły ustalania właściwości miejscowej organu administracji publicznej.

Zgodnie z art. 21 § 2 k.p.a., jeżeli nie można ustalić miejsca zamieszkania, sprawa należy do organu właściwego dla miejsca, w którym nastąpiło zdarzenie powodujące wszczęcie postępowania. Do tego przepisu odwołał się NSA, dostarczając wskazówki przesądzającej o wyniku sporu o właściwość w opisanych sprawach.

Wnioski szpitali wrócą zatem do miejscowości, z których wypłynęły, a ich załatwienie obciąży tamtejsze władze samorządu terytorialnego.

Ustalenie prawa do świadczeń pacjenta nieubezpieczonego może być i na ogół jest drogą męczącą. I nie zawsze finał zwieńczy dzieło. Organ samorządu, który ostatecznie rozpatrzy wniosek, potwierdzi bowiem to prawo tylko, gdy pacjent spełnia tzw. kryterium dochodowe, czyli uzyskuje dochody uprawniające do otrzymania pomocy społecznej. Jego sytuację życiową i finansową ocenić muszą pracownicy opieki społecznej podczas wywiadu środowiskowego. W pozostałych przypadkach odmówi tego potwierdzenia. Oznacza to, że szpital musi koszty takiego leczenia spisać na straty. Wielokrotnie akcentowano absurdalność takiego stanu rzeczy. Stoi on w konflikcie z zasadą, że placówki świadczące usługi medyczne nie mogą odmówić przyjęcia pacjenta, jeśli stan jego zdrowia wymaga natychmiastowego udzielenia pomocy.

5. Zbawienna Narodowa Służba Zdrowia?

Nieubezpieczony pacjent jest więc utrapieniem dla wielu szpitali. Tymczasem ich liczba narasta z roku na rok. Nic dziwnego. Jak twierdzi minister zdrowia, ubezpieczenia zdrowotnego nie ma dziś ok. 2,5 mln Polaków. Tyle nazwisk w systemie do weryfikacji uprawnień zapala się na czerwono. To ponad 5 proc. obywateli.

20 lat temu, gdy politycy wdrażali system ubezpieczeń zdrowotnych, zakładali zbyt optymistycznie, że obywatele nieubezpieczeni stanowić będą niewielki margines społeczeństwa. Stało się inaczej. Nikt wówczas nie przewidział choćby dynamicznego rozwoju umów śmieciowych, które nie gwarantują ubezpieczenia, a tak zatrudnieni nie są nawet świadomi ich braku.

Jeśli dzisiaj ktoś przypomina w tym kontekście art. 68 Konstytucji (Art. 68. 1. Każdy ma prawo do ochrony zdrowia. 2. Obywatelom, niezależnie od ich sytuacji materialnej, władze publiczne zapewniają równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych. Warunki i zakres udzielania świadczeń określa ustawa), nasuwa się podejrzenie, że oderwał się od rzeczywistości.

Wypada więc tylko mieć nadzieję, że stanie się tak, jak zapowiada minister zdrowia, czyli od 2018 roku opiekę zdrowotną Polakom zapewni Narodowa Służba Zdrowia, finansowana z budżetu państwa i obejmująca wszystkich pacjentów – w tym także wykluczonych przez obecny system.

Ubezpieczenia zdrowotne nie spełniły większości pokładanych w nich nadziei. Wprowadziły natomiast wiele zamętu, którego nikomu dotąd nie udało się opanować. Sztuka jednak w tym, by nowe rozwiązania nie stały się lekarstwem gorszym od choroby, a z tym niebezpieczeństwem trzeba się, niestety, liczyć.

Do góry