Większy jest też komfort pracy lekarza. Neurochirurg, który operuje tradycyjnie, przez wiele godzin patrzy w okular mikroskopu, podczas całego zabiegu znajduje się w wymuszonej pozycji, napina mięśnie karku – wielu kolegów cierpi na dyskopatie, ma problemy z kręgosłupem. Natomiast w przypadku endoskopii po prostu oglądamy sobie telewizję.


MT: A jak z takimi interdyscyplinarnymi operacjami radzi sobie NFZ?


T.Ł.:
W ogóle sobie nie radzi; procedura operacji chirurgii endoskopowej podstawy czaszki nie istnieje. Podobnie jest, jeśli chodzi o oczodoły. Musimy posiłkować się tym, co jest w katalogu i dopasowywać najbliższą pokrewną procedurę, a nie są to procedury wyceniane kosmicznie dobrze. Oczywiście NFZ płaci tylko jednemu oddziałowi i musimy dzielić się tym dochodem, tak więc bardzo przydałyby się nowe sposoby finansowania takich interdyscyplinarnych procedur. Na razie za bardzo na te finanse nie patrzymy. Jesteśmy zadowoleni, że udało się zrobić coś nowego, co pomaga ludziom. Pacjenci szybciej dochodzą do siebie, krócej przebywają w szpitalu, mają mniejsze defekty kosmetyczne.

Do góry