K.R.:
Żyjemy w warunkach demokracji, w której trudno o pełną jednomyślność. Liczę na akceptację nie tylko w gronie większości parlamentarnej, ale również wśród obywateli. Zmiany, które wprowadzamy, wydają się mieć stosunkowo duże poparcie nie tylko w środowiskach medycznych. Opinia publiczna nie wyrażała nigdy entuzjazmu wobec idei komercjalizacji i prywatyzacji. Chorzy cierpiący z powodu poważnych chorób genetycznych lub nowotworowych, których utrzymanie przy życiu czy – na tyle, na ile jest to możliwe – zdrowiu, których leczenie kosztuje setki tysięcy złotych, bez państwa pozostaliby sami. Jeżeli decydujemy się na wzięcie ich pod opiekę, musimy uregulować, racjonalizować, koordynować i traktować system kompleksowo. Wyrywkowo stosowane zachowania rynkowe nie prowadzą do niczego dobrego. Ich najgorsze konsekwencje widzimy w krajach Trzeciego Świata.

Do góry