Opinie

Coraz powszechniejszy nihilizm medyczny

O mediacji i meandrach prawnych zawodu lekarza z dr. n. med. Pawłem Grzesiowskim, pediatrą i immunologiem z Centrum Medycyny Zapobiegawczej i Rehabilitacji w Warszawie, rozmawia Izabela Filc-Redlińska

MT: Postępowanie lekarzy z Białogardu, którzy zawiadomili sąd rodzinny o tym, że rodzice noworodka nie wyrazili zgody na poddanie go zabiegom medycznym, nawet wśród specjalistów nie jest oceniane jednoznacznie. Zdaniem ministra zdrowia lekarze zachowali się zgodnie ze standardami medycznymi i wiedzą naukową. Natomiast konsultant ds. neonatologii stwierdziła, że zabrakło cierpliwości i spokojnej rozmowy. Kto, według pana, ma rację?


Dr Paweł Grzesiowski:
Możliwe, że obie strony – sąd należało powiadomić, ale negocjować dalej. Absolutnie rozumiem lekarzy, którzy próbowali zastosować u nowo narodzonego dziecka naukowo potwierdzone zabiegi medyczne. Nie ma powodu, by kwestionować ich merytoryczność. Podanie witaminy K, szczepienie, zabieg oczyszczenia spojówek, odsysanie czy dogrzewanie noworodka – wszystkie te procedury są zgodne z aktualną wiedzą medyczną. W sytuacji, gdy rodzice nie zgodzili się na ich wykonanie, a lekarze mieli przeświadczenie, że skutkiem tego może być pogorszenie stanu zdrowia dziecka lub utrata przez niego życia, jedyną słuszną decyzją było postępowanie zgodne z art. 34 ustawy o zawodzie lekarza, czyli powiadomienie sądu opiekuńczego. Nie jest to dobra ani zła wola lekarzy, lecz ich obowiązek.


MT: Skąd w takim razie krytyka ich postępowania?


P.G.:
Niestety najprawdopodobniej z nieznajomości prawa. Użycie art. 34 ustawy to sprawa niezmierna rzadka, niektórzy lekarze przez całe życie nie mają do czynienia z takim przypadkiem. Z całym szacunkiem dla konsultant krajowej, myślę, że nie spotyka się często w swoim Instytucie z blokadą działań medycznych bez wskazania istotnej przyczyny. Kiedy noworodek przychodzi na świat, nie ma pewności, czy jest donoszony, czy będzie trzymał temperaturę. Nie ma więc czasu na wielogodzinne rozmowy, bo w ciągu paru minut od urodzenia dziecko może przestać oddychać. Dlatego trzeba działać szybko. Myślę, że gdyby sprzeciw rodziców pojawił się podczas rozmowy o planowanym zabiegu u trzymiesięcznego dziecka, nic takiego by się nie wydarzyło i nie byłoby o tym tak głośno. Nagłość tej sytuacji z pewnością przyczyniła się do zaostrzenia konfliktu. Sprawa była spektakularna także dlatego, że rodzice powoływali się na informacje zaczerpnięte z forów internetowych oraz korzystali z podpowiedzi organizacji antyszczepionkowych, zmierzających do wykazania niekompetencji lekarzy oraz skupiali się na wyszukiwaniu kruczków prawnych, aby uzasadnić odmowę.

MT: Ale być może w niektórych kwestiach lekarze mogli spełnić ich żądania, np. pokazać ulotkę leku, który miał być podany dziecku?

Do góry