MT: Część lekarzy pochodzi z lekarskich rodzin. Na ile wpisują się w ten model?


M.G.:
Z lekarzami jest nieco inna sytuacja niż z dziedziczeniem biznesów. Nie można zostać lekarzem tylko dlatego, że się urodziło w lekarskiej rodzinie. Trzeba odbyć studia, staż, zdobywać kolejne szczeble zawodowej kariery. Dzieci lekarzy mają o tyle łatwiej, że o medycynie słyszą w domu, przy stole, podczas codziennych rozmów. Język medycyny nie jest dla nich niczym obcym. Ale nie można przekazać wiedzy tak jak przekazuje się majątek. Inna jest więc droga lekarzy do klasy elit.


MT: Lekarze przynależą do klasy średniej czy wyższej?


M.G.:
Lekarzy umiejscowiłbym jednak w klasie wyższej. Reprezentują wolne zawody, podobnie jak prawnicy i biznesmeni. Do uprawiania swojej profesji potrzebują bardzo wysokich kompetencji. Cieszą się dużym prestiżem i dzisiaj dość wysokimi zarobkami. To powoduje, że trudno ich umieścić w klasie średniej. Ale pieniądze nie są wyłącznym celem ich pracy. Jednocześnie kariera jest związana z pewnym typem poświęcenia, służby i zaangażowania.


MT: To zawód misyjny? Sami lekarze są niechętni takim stwierdzeniom.


M.G.:
Kiedyś personel medyczny bardzo źle reagował na słowo „służba” czy „powołanie”, bo to kojarzyło się z sytuacją, że można im nie płacić, powinni pracować dla dobra innych za darmo albo za niewielką opłatą. Dziś wiadomo, że jedno drugiego nie wyklucza – można uprawiać misyjny zawód i dobrze zarabiać.

Lekarze są przekonani, że powinni trzymać się pewnych standardów. Mają środowiskową samokontrolę. Bycie lekarzem to decyzja na całe życie. Zdobycie specjalizacji jest tak ogromnym wysiłkiem, że później trudno się cofnąć. Skoro nie można z tego zawodu tak łatwo wyjść, to warto dobrze pracować i budować swoją pozycję. Cechą zawodów klasy wyższej jest to, że zaciera się życie prywatne i kariera. Z badań wynika, że klasa średnia ma lub chce mieć rozdzielone życie prywatne od pracy, która zazwyczaj nie jest aż tak wciągająca.


MT: Lekarze nierzadko narzekają na przepracowanie. Twierdzą, że to nie zawsze jest wybór, że chcieliby pracować mniej.


M.G.:
Niewątpliwie aspiracje finansowe lekarzy rosną, co wiąże się z koniecznością wytężonej pracy. Lekarze nie chcą być gorzej sytuowani niż menedżerowie, prawnicy czy architekci. Muszą się starać, żeby utrzymać się w tej elicie. Być może mogliby zwolnić, ale wtedy straciliby finansowo.


MT: Rezydenci strajkowali z powodu słabych zarobków i przepracowania.


M.G.:
Młodzi lekarze są grupą niezadowolonych z dwóch względów. Najczęściej mają małe dzieci, a jednocześnie są obciążeni pracą i nauką. Ale kiedy przejdą ten moment, mogą liczyć na dobre zarobki. Poza tym studia kończą roczniki, które mają inne oczekiwania dotyczące płac niż ich starsi koledzy. Nie chcą kilka lat czekać, aż zaczną dobrze zarabiać. Mają konkretne wymagania finansowe już na starcie.


MT: Co znaczy w Polsce przynależeć do elity finansowej?


M.G.:
NBP dwa lata temu zrobił badanie dotyczące majątku netto polskich gospodarstw domowych. Odsetek najbogatszych, czyli z minimum 3 mln zł majątku netto, wynosi 1 proc. W drugim progu, 2 mln zł majątku i 1,5 mln zł, zmieścił się także odpowiednio 1 proc. społeczeństwa. To są setki tysięcy osób, szacunkowo około pół miliona. Sześciu Polaków jest na liście 2 tysięcy najbogatszych osób na świecie. Opowieści o polskich elitach jako klasie raczkującej są przesadzone. Mamy całkiem sporą klasę wyższą.


MT: Jak ta przepaść finansowa odbija się na kontaktach z pacjentami?


M.G.:
Oczywiście lekarze powinni zarabiać porządnie, ale różnice między klasą wyższą a resztą społeczeństwa są tak duże, że ludzie mają wrażenie zerwanego kontraktu społecznego. Elity odrywają się od społeczeństwa i dryfują w swoim własnym kosmosie. Różnice dotyczą poziomu i stylu życia, sposobu odpoczywania, szans życiowych ich dzieci. W przypadku biznesmenów i menagementu dysproporcje są jeszcze większe niż w przypadku lekarzy. Zaczynamy się zastanawiać, czy jesteśmy jeszcze jednym społeczeństwem. Badania pokazują, że podziały społeczne wciąż rosną. W tej sytuacji pytanie o sprawiedliwszą redystrybucję dóbr dotyczy oczywiście i lekarzy. Zadaniem elity jest pewna odpowiedzialność społeczna.


MT: W jaki sposób zmniejszyć nierówności?


M.G.:
Oczywiście nikt sam sobie nie obetnie pensji. Ludzie zawsze uważają, że zarabiają za mało. Elity nie mogą jednak być wyjęte poza społeczeństwo. Muszą stać się częścią dyskusji o tym, jakie mamy prawa, ale też obowiązki wobec wspólnoty, której jesteśmy częścią. Pomimo różnic klasowych coś nas wszystkich łączy i nie chodzi o hymn, rocznice i łopotanie flag, ale poczucie odpowiedzialności społecznej. Co mogą zrobić elity? Przykładowo bronić dostępu do usług publicznych dla wszystkich, niezależnie od statusu społecznego – dobrej jakości edukacji czy ochrony zdrowia. Pewnym rozwiązaniem jest też progresywne opodatkowanie, żeby klasa wyższa więcej wkładała do wspólnej puli. Wtedy może powiedzieć: dużo zarobiłem, ale też sporo oddałem, więc to, co zostało, bezwzględnie mi się należy.


MT: Wiele się mówi o kryzysie klasy średniej, czyli elity mają się dobrze?


M.G.:
Elity mają się chyba nawet lepiej niż dobrze. Lekarze również czują się spokojni o swoją przyszłość. Nawet jeśli w Polsce przestaną porządnie zarabiać, a zarabiają coraz więcej, mogą pracować w innych krajach. Większość świetnie zna angielski, na studiach wyjeżdżają na kursy i staże za granicę, jeżdżą na zagraniczne kongresy. Są przygotowani do pracy poza granicami kraju. A przecież lekarzy brakuje nie tylko w Polsce, to dziś bardzo poszukiwany zawód.


MT: Dlaczego nie udała się utopia średnioklasowa mówiąca, że wszyscy będziemy równi?

Do góry