Powitanie

Za Kutnem

Iwona Konarska

Small img 3400 kolor  opt

Iwona Konarska

Szpitale powiatowe. Najwięcej mówią o nich ci, którzy ich nigdy nie widzieli. Albo znają analizy, a codzienność tak tylko z doskoku.

Szpitale powiatowe. Są zbyt słabe, by mogły być fundamentem polskiej onkologii, ale wystarczająco dobre, by rezydenci mogli tam odbywać szkolenia specjalizacyjne. Ponieważ w sprawie zdobywania umiejętności w takich placówkach apelowało stowarzyszenie zrzeszające te ośrodki, jest oczywiste, że widzą plusy w takim rozwiązaniu. Dopływ kadry, możliwości leczenia, więcej pacjentów – wyliczają. Szpitalom powiatowym spychanym na margines jest to bardzo potrzebne. W tej sytuacji rządzącym było z powiatowymi po drodze. Jest zgoda, obwarowana sensownymi zapisami, co do szkolących (tylko na całym etacie można być opiekunem rezydentów).

Co innego onkologia. Tu powiatowi, dopiero co zachęcani do rozwoju, mają się wycofać. Padają poważne argumenty – że operują mało, a brak wprawy kończy się fatalnie dla pacjentów. Że takie oddziały podnoszą prestiż miejscowości. Nic więcej, bo jak są kłopoty, to i tak pacjent ląduje w renomowanym ośrodku. No cóż, porządki w systemie onkologii są potrzebne, ale niech to nie będzie dzielenie kawałka finansowego tortu bez myślenia, czy na pewno każdy pacjent dojedzie do wielkiego miasta.

Naprawdę nie wierzę, że nie ma szpitali powiatowych, w których onkologia ma się dobrze.

Szpitale powiatowe. Często budzą zdumienie pacjentów. Kompetencje, warunki, empatia – nie tak im przedstawiano szpital w miejscowości za Kutnem.

Do góry