MT: Czy są istotne pozytywne zmiany w przebiegu kształcenia lekarzy?


M.K.:
Na takie zmiany dopiero liczymy. Olbrzymie nadzieje pokładamy w przygotowanym przez zespół pod przewodnictwem dr. Jarosława Bilińskiego projekcie ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty. Zyskał on akceptację zarówno samorządu lekarskiego, jak i związku zawodowego. Jest wynikiem miesięcy pracy i uzgodnień na wielu szczeblach. Boję się jednak, że minister Szumowski potraktuje ten projekt wybiórczo i wybierze z niego tylko te zapisy, które będą mu na rękę, a całą resztę wyrzuci do kosza. Ewentualnie przedstawi zupełnie nowy projekt, traktując ten obecny jedynie jako pewnego rodzaju sugestię. Byłoby to kolejne rażące złamanie porozumienia.


MT: Czego jeszcze brakuje, aby lekarze po studiach chętnie i bez przeszkód rozpoczynali specjalizacje w kraju?


M.K.:
Przede wszystkim poprawy warunków pracy, przejrzystości wymogów i przepisów. Płace również są istotne. Jako pierwszy rocznik rezydentów zmagający się od początku specjalizacji z Systemem Monitorowania Kształcenia stwierdzam, że jeśli miał być ułatwieniem, to znowu coś poszło nie tak. Najgorsze jest to, że w przypadku jakiegokolwiek problemu jest się odsyłanym od jednej instytucji do drugiej, w przypadku SMK odbijamy się od CsiOZ, urzędu wojewódzkiego czy konsultanta krajowego. Pół biedy, jeśli wszystkie te instytucje stosują tę samą wykładnię co do danej sprawy. Są także problemy z prozaicznymi sprawami rzeczywistości lekarskiej, takimi jak zabieranie wynagrodzenia za zejścia po dyżurze, dyżurowanie wbrew zapisom programu specjalizacji itd., sposób organizacji pracy, naginanie przepisów. Młodsze koleżanki i koledzy stojący przed wyborem specjalizacji słuchają o tym wszystkim i zastanawiają się, czy aby na pewno chcą w takim nieprzejrzystym systemie pracować, skoro mogą wybrać dużo bardziej przyjazne środowisko pracy, chociażby u naszych zachodnich sąsiadów.


MT: Jak pan ocenia plany resortu zdrowia, aby zlikwidować około 30 specjalizacji, przekształcając je w tzw. podspecjalizacje? Czy nie jest to za mocne cięcie?


M.K.:
Projekt nowelizacji ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty, o którym już wspomniałem, reguluje tę kwestię, proponując pozostawienie 50 specjalizacji ogólnych i 17 szczegółowych, zaś resztę klasyfikuje jako umiejętności. Taka zmiana zyskała aprobatę środowiska i uważam, że w takim kierunku powinniśmy iść.


MT: Ryczałtowe rozliczenie szpitali sprawiło, że wiele małych placówek powiatowych nie ma pieniędzy na utrzymanie poszczególnych oddziałów, w tym na pensje lekarzy. Jak można odwrócić ten trend?


M.K.:
Z pustego i Salomon nie naleje. Bez zwiększenia nakładów niewiele się uzyska. Zapowiadane przez ministra zdrowia zwiększenie wycen procedur leczniczych na najbardziej deficytowych oddziałach, takich jak interna czy chirurgia ogólna, być może w pewnym stopniu pomogłoby sfinansować wynagrodzenia lekarzy i pielęgniarek. Długofalowo jednak tylko systematyczny wzrost PKB przeznaczanego na ochronę zdrowia pozwoli nam uniknąć katastrofy i zapaści całego systemu.


MT: Jakie warunki pracy mogłyby przyciągnąć lekarzy do pracy w małych placówkach szpitalnych?


M.K.:
Znam wiele przypadków osób, które zdecydowały się na odbywanie specjalizacji w szpitalu powiatowym. Dotyczy to głównie specjalizacji zabiegowych. Argumentują to większą samodzielnością, większą liczbą wykonanych zabiegów, łatwiejszym kontaktem ze specjalistą. W dużych ośrodkach czy klinikach czasami można długo czekać w kolejce do bloku operacyjnego, ewentualnie zostać mistrzem trzymania haków. Są też tacy, którzy po prostu lubią życie w mniejszym ośrodku i sobie to cenią, bo nie przepadają za pędem i gwarem dużego miasta. Nie każdego też mami prestiż ośrodka klinicznego. Bywają także mniejsze szpitale, które zachęcają lekarzy, proponując im np. dopłatę do rezydentury lub inną formę wsparcia. Wszystko jest kwestią indywidualnej decyzji i tego, co jest dla nas w danym momencie ważne.

Do góry