Etyka

W poszukiwaniu przymierza pacjentów i lekarzy

O znaczeniu świadomej zgody w praktyce lekarskiej z prof. dr. hab. Pawłem Łukowem, kierownikiem Zakładu Etyki w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego, rozmawia Monika Stelmach

MT: Zgodnie z prawem pacjent ma prawo do wyrażenia zgody na udzielenie określonych świadczeń zdrowotnych lub ich odmowy. Co świadoma zgoda oznacza w praktyce?


Prof. Paweł Łuków:
Przede wszystkim warto pamiętać, że świadoma zgoda nie ogranicza się do podpisania formularza. Jest to proces rozciągnięty w czasie. Od chwili, kiedy pacjent trafia do lekarza w celu zdiagnozowania, zaproponowania i zrealizowania terapii, lekarz ma sporo okazji, żeby porozmawiać o jego stanie zdrowia oraz planowanym postępowaniu. W świadomej zgodzie chodzi właśnie o ten proces, a nie tylko o podpis na formularzu. Bez właściwej współpracy między lekarzem a pacjentem będzie to niewiele znaczący kawałek papieru.


MT: W 1996 roku świadoma zgoda została określona w ustawie w dosyć radykalny sposób.


P.Ł.:
Nie jest tak, że przed 1996 rokiem w ogóle nie była potrzebna ani praktykowana. Już wtedy lekarze mieli obowiązek informować pacjenta o jego stanie zdrowia i sposobach leczenia, ale nie była tak wyraźnym i jednoznacznym wymogiem prawnym. Wcześniejsze przepisy przewidywały zgodę w dość ograniczonej liczbie przypadków medycznych. Dzisiaj lekarski obowiązek uzyskania świadomej zgody pacjenta na postępowanie medyczne to fundamentalna zasada wykonywania zawodu. Dotyczy niemal wszystkich interwencji lekarskich – diagnostycznych i leczniczych.


MT: Dlaczego ostatnio nabrała tak wielkiego znaczenia?


P.Ł.:
Po pierwsze, pojawiły się metody leczenia skuteczne jak nigdy przedtem. Ich akceptowalność etyczna nie była, a w pewnych przypadkach nadal nie jest, oczywista. Część nowych metod może być stosowana alternatywnie, czyli problem zdrowotny można rozwiązać na więcej niż jeden sposobów. Rodzi się więc pytanie, który będzie najlepiej dostosowany do sytuacji i potrzeb pacjenta. Po drugie, społeczeństwa są coraz bardziej zróżnicowane pod względem przekonań religijnych, politycznych, trybu życia itp. A to oznacza, że w gabinecie lekarskim pojawiają się pacjenci, których wartości i zapatrywania zasadniczo różnią się od poglądów lekarza. W tzw. dawnych czasach do lekarza chodzili ci, których było na to stać, czyli osoby o podobnym wykształceniu, światopoglądzie i statusie społecznym co lekarz. Z chwilą, kiedy ochrona zdrowia stała się publiczna, dostęp do opieki zdrowotnej stał się stosunkowo niezależny od zapatrywań światopoglądowych i przynależności do klasy społecznej. A to oznacza, że między lekarzem a pacjentem jest więcej różnic niż kiedyś. I to na wielu płaszczyznach. Tym samym priorytety w diagnostyce i leczeniu konkretnego pacjenta przestały być oczywiste. Trzeba było wypracować sposób ustalania tych priorytetów.

Do góry