Kontrowersje

Ginie wizytówka miasta, ale ekonomia robi swoje

O donosach, sentymentach i pieniądzach z Haliną Stankiewicz, pełniącą obowiązki dyrektora Instytutu Medycyny Pracy i Zdrowia Środowiskowego w Sosnowcu, rozmawia Wojciech Skowroński

MT: Na jaką kwotę zadłużony jest instytut?


HALINA Stankiewicz:
Na blisko 10 mln zł, a jak wynika z dokumentacji rachunkowej, źle zaczęło się dziać w 2014 roku, ponieważ już wtedy wystąpiły pierwsze problemy z odprowadzaniem składek należnych ZUS-owi. Zaczęło wtedy narastać zadłużenie w stosunku do kontrahentów. Działalność instytutu przynosiła straty, więc zadłużenie rosło. Nie wystarczało pieniędzy na pokrycie bieżącej działalności, sięgano po środki ze zobowiązań, które ostatecznie zablokowały pracę instytutu. W pewnym momencie koszty utrzymania przewyższyły wpływy, jakie ośrodek był w stanie wypracować.


MT: Gdzie szukać przyczyn?


H.S.:
Przyczyn jest wiele. Na terenie instytutu działały nierentowne komórki, które wykonywały zbyt mało komercyjnych zleceń, opierając swoją działalność jedynie na wpływach z Ministerstwa Nauki czy Ministerstwa Zdrowia. Do przyczyn zaliczyć należy też fakt, że część pakietów medycznych została niewłaściwie wyceniona, np. kontrakt zawarty z NFZ na funkcjonowanie Oddziału Chorób Zawodowych był dramatycznie niski, a instytut przez cały czas musiał utrzymywać personel oddziału. Jeśli zatem, zgodnie z zapisami ustawowymi, placówka w takiej formie jest utrzymywana, mając do dyspozycji jedynie 1/3 potrzebnych środków, długi muszą się pojawić.


MT: Czy to prawda, że w pewnym stopniu zawinili pracownicy?

H.S.: To prawda. Atmosfera w zespole jest specyficzna. Często zdarzało się, że do instytucji, z którymi współpracuje instytut, trafiały donosy dotyczące pracowników, rady naukowej, dyrekcji, a nawet organów kontrolujących. Jako kuriozalną można ok...

Do góry