Felieton

Onkologia w czasie epidemii

prof. dr hab. n. med. Andrzej Kawecki

przewodniczący Rady Naukowej

Klinika Nowotworów Głowy i Szyi, Narodowy Instytut Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie

Small kawecki a ww003 x kopi opt

prof. dr hab. n. med. Andrzej Kawecki

Tematyka tego felietonu miała być zupełnie inna, ale dość nieoczekiwanie znaleźliśmy się w sytuacji zagrożenia epidemiologicznego na nieporównywalną od lat skalę. Chodzi oczywiście o chorobę COVID-19 powodowaną wirusem SARS-CoV-2. Nie chcę rozważać przyczyn powstania światowej pandemii, chociaż rzuca się w oczy dość beztroskie podejście do zakażeń koronawirusem w początkowym okresie, głównie w części krajów Europy. Może zawiniły doświadczenia wyniesione z poprzednich epidemii – świńskiej grypy, SARS lub MERS, które mimo wyższej śmiertelności szybko ulegały samoograniczeniu. Tak czy inaczej, efektem jest błyskawiczne rozprzestrzenianie się wirusa SARS-CoV-2 na całym świecie, ze wszystkimi tego skutkami.

Pandemia COVID-19 determinuje działania systemów opieki zdrowotnej, co z racji skali zagrożenia jest zrozumiałe. Stanowi również wyzwanie dla opieki onkologicznej.

Po pierwsze, chorzy na nowotwory, szczególnie w fazie aktywnego leczenia, mają obniżoną odporność, co czyni ich podatnymi na ciężki przebieg COVID-19. Z tego powodu krytycznie ważna jest ochrona szpitali onkologicznych i minimalizowanie ryzyka zakażenia znajdujących się w nich pacjentów. Takie kroki zostały podjęte chyba we wszystkich szpitalach, składają się na nie m.in. zakaz odwiedzin, ograniczenie obserwacyjnych wizyt w odległym czasie po leczeniu, pomiary temperatury ciała i ankiety dla pacjentów wchodzących na teren szpitala. Oczywiście jest słabe ogniwo, czyli bezobjawowy przebieg COVID-19 u dużej części zakażonych, a także transmisja wewnętrzna wirusa, która już się w Polsce rozpoczęła.

Po drugie, wielkim problemem jest absencja personelu wynikająca m.in. z konieczności opieki nad dziećmi oraz z kwarantanny. Pierwszy z tych obowiązków dotyka szczególnie lekarek, a także pielęgniarek i statystyczek medycznych. Wiele szpitali musi przejść i przechodzi na funkcjonowanie w trybie awaryjnym, tak by zapewnić ciągłość opieki chorym.

Bo właśnie, po trzecie, epidemia COVID-19 nie może się przełożyć na zaniechania w leczeniu chorych na nowotwory; dotyczy to zresztą również innych jednostek chorobowych, głównie kardiologicznych czy neurologicznych. Należy zrobić wszystko, aby nie dopuścić do sytuacji, w której więcej osób umrze z powodu odroczenia leczenia onkologicznego lub kardiologicznego niż z powodu zakażenia wirusem SARS-CoV-2.

I to jest wielkie wyzwanie dla systemu opieki zdrowotnej nie tylko w Polsce. Wyjątkowość sytuacji powoduje, że nie ma ustalonych wzorców działania opieki onkologicznej, którą zresztą determinuje nasilenie epidemii. Na przykład we Włoszech, w Lombardii, przeżywającej w tej chwili apogeum epidemii (mam nadzieję, że sytuacja już się nie pogorszy), leczenie radykalne chorych na nowotwory jest centralizowane w dwóch największych szpitalach onkologicznych w Mediolanie. W Polsce sieć onkologiczna opiera się na pełnoprofilowych ośrodkach w każdym z województw i jednostkach akademickich. Szczególnie szpitale jednoimiennie onkologiczne niezależnie od epidemii COVID-19 muszą utrzymać terminowe leczenie chorych na nowotwory, bo jego odraczanie skończy się katastrofalnie dla wielu pacjentów, tym bardziej że czasu trwania tej zwłoki nie można nawet w przybliżeniu wiarygodnie oszacować.

Rozumiem, że zalecenia wstrzymywania planowych świadczeń medycznych nie dotyczą onkologii. Tak to traktujemy my, onkolodzy. W onkologii nie ma zabiegów planowych, są zabiegi ratujące życie. Przed nami bardzo trudny czas, a o onkologii nie można zapominać. Mam jednak nadzieję, że i tym razem sobie poradzimy.

Do góry