Słowo wstępne

Od redakcji

dr hab. n. med. Mariusz Frączek, Redaktor Naczelny

Szanowni Państwo,

drogie Koleżanki i Koledzy!

Po otrzymaniu propozycji objęcia stanowiska redaktora naczelnego „Chirurgii po Dyplomie” zadałem sobie podstawowe pytanie: do kogo kierowane jest to pismo? Najprostsza odpowiedź nasuwa się sama – do lekarzy specjalizujących się w chirurgii. To jednak za mało. W moim odczuciu krąg zainteresowanych należy poszerzyć o doświadczonych, wyspecjalizowanych chirurgów. Pragną oni poznawać i rozumieć procesy zmian w dynamicznie rozwijających się najróżniejszych dziedzinach, z których korzysta chirurgia. Nowoczesny chirurg musi poznawać najnowsze metody operacyjne i szeroko pojęte armamentarium chirurgiczne. Ułatwienie mu tego jest warunkiem sine qua non redagowania „Chirurgii po Dyplomie”.

Według danych konsultanta krajowego w Polsce pracuje nieco ponad 6 000 chirurgów, z których 43,3% jest między 30 a 50 r.ż., 28,5% między 51-60 r.ż., a pozostali mają ponad 60 lat. Oznacza to, że liczba chirurgów przypadająca na 100 000 mieszkańców wynosi 15,06. To poniżej średniej europejskiej!!! Nie trzeba więc być prorokiem, by dostrzec, że przy utrzymującej się tendencji spadku zainteresowania tą specjalizacją wśród młodych lekarzy czeka nas niedługo chirurgiczna zapaść demograficzna.

Pełniąc funkcję konsultanta w dziedzinie chirurgii ogólnej w województwie mazowieckim, wykonałem projekcję sytuacji demograficznej, uwzględniając wiek chirurgów czynnych zawodowo, dynamikę przechodzenia na emeryturę i liczbę nowych chirurgów, którzy uzyskali specjalizację. Jeśli podane przesłanki przyjąć za prawdziwe, za 12 lat na Mazowszu zabraknie chirurgów. Wyniki przeprowadzonych analiz przesłałem do ówczesnego ministra zdrowia, po czym zwiększono liczbę miejsc rezydenckich na terenie województwa mazowieckiego. Niestety, po zmianie ministra sytuacja powróciła do wyjściowej. Można oczywiście jeszcze przez kilka lat nie dostrzegać tego problemu. Jednak brak termometru nie oznacza braku gorączki.

Młodzi lekarze zostali tym samym zmuszeni do pragmatycznego kalkulowania własnej przyszłości i związanego z tym ryzyka. Takie ryzyko daje się oswoić, ograniczyć dzięki tworzeniu rozwiązań korzystnych z punktu widzenia jednostki, a nie systemu. Podczas wyboru specjalizacji priorytetami jednostki stają się zarobki, konieczność zaangażowania czasu i możliwości rozwoju. Podana kolejność nie jest przypadkowa. W tych konkurencjach chirurgia zawsze przegra ze specjalizacjami niewymagającymi tak intensywnego zaangażowania kosztem wielu spraw życiowych i osobistych. System nie proponuje żadnych istotnych strategii prowadzących do rozwoju. Trzeba zdać sobie sprawę, że na początku XXI wieku chirurgiczne leczenie chorych daleko odbiega od metod stosowanych przed 20-30 laty. Rozwój chirurgii skupia się na coraz sprawniejszej diagnostyce i powszechnym wprowadzaniu metod małoinwazyjnych, zapewniających wyleczenie, a jednocześnie powodujących jak najmniejsze uszkodzenia strukturalne. To musi kosztować. Nie da się uprawiać nowoczesnej chirurgii bez nakładów finansowych. Samo utrzymanie finansowego status quo sprzed kilku lat nie jest w stanie zapewnić rozwoju.

Ochrona zdrowia w Polsce wymaga głębokich zmian, których oczywistym celem powinno być kreowanie systemu skutecznego medycznie i efektywnego pod względem finansowym (kosztowym). Jednocześnie należy zwrócić uwagę na coraz większy udział sektora prywatnego. Wydaje się, że chcąc osiągnąć właściwe funkcjonowanie systemu współpracy sektora publicznego z prywatnym, należy niezwłocznie opracować skuteczne zasady podziału kosztów i odpowiedzialności za działania medyczne w obu tych sektorach. W placówkach sektora prywatnego na całym świecie powszechne stało się wyszukiwanie najbardziej opłacalnych procedur, obarczonych przy tym niewielką liczbą powikłań. Zjawisko to nazywa się w Anglii cherry picking, w Niemczech Rosinenpickerei, a w Polsce spijaniem śmietanki. Wykonujemy to, co jest opłacalne. Co jednak z chorymi wymagającymi przeprowadzenia procedur nieopłacalnych? Są oni leczeni wyłącznie w placówkach sektora publicznego. Problem dotyczy głównie osób dotkniętych tzw. poważnymi schorzeniami. Analiza finansowa ekonomistów z Centralnego Szpitala Klinicznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego wykazała, że różnica między rzeczywistym kosztem leczenia chorego na nowotwór trzustki a wartością procedury w wycenie Narodowego Funduszu Zdrowia wynosi od 2600 do 6800 złotych. Wykonywanie tzw. kompleksowych zabiegów żołądka i dwunastnicy powoduje stratę finansową sięgającą 5700 złotych. Różnicę tę szpital musi zapłacić lub – zgodnie z logiką ekonomii fabryki – nie powinien podejmować się przeprowadzania takich procedur.

Analizując konstruktywnie problemy związane z wykonywaniem zawodu chirurga w Polsce, należy zastanowić się nad możliwymi rozwiązaniami. Niewątpliwie trzeba dążyć do zwiększenia zainteresowania chirurgią wśród młodych lekarzy. W te działania wpisuje się również aktywność „Chirurgii po Dyplomie”. W mojej koncepcji redakcyjnej niezwykle ważne i konieczne byłoby uczynienie z chirurgii ogólnej dziedziny priorytetowej.

Jesteśmy w przededniu wprowadzenia zmian w systemie kształcenia specjalistycznego dostosowanych do wymagań Unii Europejskiej. Trzeba wielkiej rozwagi, aby te zmiany paradoksalnie nie utrudniały dostępu do specjalizacji. Kolejnym priorytetem jest próba dostosowania wyceny punktowej proponowanej przez NFZ do rzeczywistych kosztów leczenia. Może pozwoliłoby to na przynajmniej cząstkową poprawę warunków pracy i wyposażenia oddziałów chirurgicznych. Rozsądne wykorzystanie istniejących funduszy to tylko jedna strona medalu. Trzeba jasno powiedzieć, że tych funduszy jest za mało. Konieczne wydaje się zatem podwyższenie stawki ubezpieczenia zdrowotnego.

Serdecznie zapraszam Państwa do współpracy, życząc nam wszystkim sukcesów w rozwiązaniu zarysowanych problemów, by najskuteczniej zapobiec zagrażającej naszej medycynie sytuacji, gdy chirurg jest mądry po szkodzie.

d r hab. n. med. Mariusz Frączek

Do góry