Kontrakty

Toruń: Żartowali, że chcą podwyżkę

Marta Pieszczyńska

Dziewięciu lekarzy oddziału neurologii i leczenia udaru mózgu szpitala zespolonego w Toruniu nie zgodziło się na podpisanie nowych kontraktów. W efekcie większość – 25 pacjentów oddziału – trzeba było przewieźć do innych szpitali w regionie. Następnego dnia medycy jednak przyjęli umowy – na warunkach finansowych, którym wcześniej mówili nie. Jedna strona – lekarze oddziału neurologii i leczenia udaru mózgu, druga strona – dyrekcja Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Toruniu. Pomiędzy nimi – wysokość nowych kontraktów, które miały być podpisane 1 marca, ponieważ dzień wcześniej wygasały dotychczasowe umowy. O tym, że może stać się inaczej, wiadomo było wcześniej, kiedy obie strony siadły do rozmów i mimo zbliżającego się wielkimi krokami terminu wygaśnięcia dotychczasowych umów – nie znalazły porozumienia.

– Pierwsze żądania lekarzy to podniesienie dotychczasowych wynagrodzeń o 100 proc. Później było to 60 proc., ale szpital w dalszym ciągu nie mógł sobie pozwolić na spełnienie tych żądań – wyjaśnia rzecznik prasowy toruńskiej lecznicy dr Janusz Mielcarek.

Dodał, że aby przedłużyć nieco czas negocjacji nowych warunków płacowych, 26 lutego lekarze zgodzili się, że zostaną na oddziale jeszcze przez miesiąc, ale następnego dnia zmienili zdanie. Dyrekcji szpitala udało się uzyskać zapewnienie, że specjaliści będą pracować do 4 marca. W związku z tym dzień wcześniej rozpoczęto przewożenie pacjentów z oddziału neurologii i leczenia udaru mózgu do innych szpitali w regionie. Ostatecznie w ciągu dwóch dni (3 i 4 marca) 25 pacjentów z Torunia przetransportowano do szpitali w Bydgoszczy, Lipnie, Inowrocławiu, Świeciu i Grudziądzu. Dwoje, z uwagi na stan zdrowia, zostało w toruńskim szpitalu, ale na innym oddziale.

Lekarze nie zabierali publicznie głosu. W ich imieniu wypowiedziała się pełnomocnik, która przekazała, że specjaliści nie umawiali się z dyrekcją na pracę do końca marca, a prowadzone rozmowy nie dotyczyły tylko kwestii finansowych, lecz także m.in. zatrudniania rezydentów na dyżury.

Mimo czasowego zawieszenia pracy oddziału (dyrekcja zapowiedziała, że zrobi wszystko, by jak najszybciej skompletować nową kadrę) Kujawsko-Pomorski Oddział NFZ w Bydgoszczy zapewnił, że nie zerwie kontraktu z oddziałem neurologii i leczenia udaru mózgu. – Biorąc pod uwagę m.in. kadrę pielęgniarską, zasoby sprzętowe oraz fakt, że jest to jedyny oddział leczenia udaru mózgu w Toruniu, nie będziemy podejmować pochopnych decyzji o wypowiedzeniu umowy – tłumaczyła rzeczniczka regionalnego oddziału NFZ Barbara Nawrocka.

Podkreśliła też, że Fundusz nie będzie komentował braku porozumienia, ponieważ jest to sprawa między dyrekcją a lekarzami. – Natomiast skontrolujemy oddział pod względem wymogów formalnoprawnych – wskazała rzeczniczka. Kontrola rozpoczęła się 4 marca.

Następnego dnia, gdy na oddziale nie było już ani jednego pacjenta… doszło do porozumienia – siedmiu z dziewięciu lekarzy podpisało jednak kontrakty. Jak poinformował dr Janusz Mielcarek, zgodzili się na warunki finansowe pierwotnie oferowane przez dyrekcję, przyjęli zatem stawki obowiązujące na innych oddziałach. Co z chorymi? – Przede wszystkim trzeba kierować się względami medycznymi, dlatego pacjenci pozostaną w szpitalach, do których ich przewieziono – odpowiedział rzecznik toruńskiej lecznicy.

Tym razem NFZ skomentował sprawę, zaznaczając, że podpisanie umów między dyrekcją a lekarzami nie zatrzyma rozpoczętej dzień wcześniej kontroli. – Naprawdę bardzo ubolewamy nad tym, co się stało, i będziemy dochodzić, czy tej sytuacji można było uniknąć – powiedziała rzeczniczka oddziału Funduszu w Bydgoszczy.

Na pytanie, w jaki sposób leczenie rozpoczęte w Toruniu, a dokończone w innym szpitalu zostanie rozliczone, Barbara Nawrocka odpowiedziała, że w zależności od procedur. Za te, które wykonano jeszcze w szpitalu zespolonym, NFZ zapłaci toruńskiej lecznicy. Za pozostałe – szpitalom, do których przewieziono pacjentów.

Na pytanie, dlaczego lekarze jednak zmienili zdanie i podpisali umowy na warunkach, przed którymi wcześniej się wzbraniali, rzecznik szpitala odparł, że trudno powiedzieć, ponieważ nie było żadnego oficjalnego komunikatu ze strony lekarzy.

Sprawę oprócz regionalnego NFZ bada również resort zdrowia.

Do góry