Sonda

Podejrzewam, że mój kolega z pracy jest pijany – jak się zachowam?

Jerzy Dziekoński

Marek Nowak, dyrektor Regionalnego Szpitala Specjalistycznego im. dr. Władysława Biegańskiego w Grudziądzu

Pod koniec lutego zwolniłem z pracy chirurga, który był na dyżurze pod wpływem alkoholu.

Lekarz do ok. godziny 15 razem z ordynatorem wykonywał operację i był trzeźwy. Trzy godziny później zauważono, że jest pod wpływem alkoholu. Wszystko wskazuje na to, że spożywał alkohol w dyżurce między godzinami 15 a 18. Natychmiast został odsunięty od pracy, a jego miejsce na dyżurze zajął inny lekarz.

Dowiedziałem się o sprawie ok. godziny 19, a już o 8 rano lekarz dostał wypowiedzenie. Poinformowałem o sprawie prokuraturę. Sprawdziłem również, czy chirurg wykonywał w tym czasie jakieś procedury. Na szczęście po przejrzeniu dokumentacji okazało się, że nie.

Szpital zatrudnia ok. 2 tys. osób i nie jestem w stanie przewidzieć, czy ktoś ma problemy z alkoholem lub narkotykami. Mogę jedynie zdecydowanie reagować na tego typu sytuacje. W zarządzanym przeze mnie szpitalu obowiązuje zasada zero tolerancji dla pracy pod wpływem alkoholu. Takie sprawy należy rozwiązywać zgodnie z obowiązującym zwyczajem – szybko i bardzo zdecydowanie.

Lidia Gądek, lekarz rodzinny, posłanka PO, członkini Komisji Zdrowia Sejmu RP

Jestem o tym przekonana, że zjawisko picia w pracy jest już marginalne. Sytuacja w stosunku do tego, co było kilkanaście lat temu, zmieniła się diametralnie. Myślę, że jest to wynikiem zmiany mentalności społecznej. W pracy pozwalamy sobie na znacznie mniej swobody, pracę o wiele bardziej szanujemy, a z drugiej strony jesteśmy pod znacznie większą presją, zarówno wewnętrzną, bo przecież każdy pijany lekarz to skaza na całej grupie zawodowej, jak i zewnętrzną, ze strony pacjentów i mediów, które takie przypadki nagłaśniają.

Ale oczywiście w życiu zdarzają się różne sytuacje. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i niezależnie od wykonywanego zawodu każdy zmaga się ze swoimi słabościami. Jeżeli ktokolwiek z nas zauważa, podejrzewa lub po prostu wie, że jego kolega, koleżanka przyjmuje pacjentów pod wpływem alkoholu, powinna nastąpić natychmiastowa reakcja. Pierwsza rzecz to poproszenie o zaprzestanie udzielania świadczeń i opuszczenie miejsca pracy. Jeżeli prośba nie przynosi efektów, należy podjąć bardziej zdecydowane kroki. W wielu zakładach, np. w moim, są procedury, które mówią o tym, jak należy postępować z osobą, wobec której zachodzi podejrzenie, że pracuje pod wpływem alkoholu.

W firmie powinien być pracownik uprawniony do przeprowadzenia badania alkotestem. Konieczne jest również poinformowanie o takim fakcie przełożonych, co wiąże się z bardzo poważnymi konsekwencjami dyscyplinarnymi.

Dr n. med. Bogusław Habrat, kierownik Zespołu Profilaktyki i Leczenia Uzależnień Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie

Na poziomie regionalnych izb lekarskich pojawiały się próby tworzenia systemu, który z jednej strony miałby skutecznie pomagać uzależnionym lekarzom, z drugiej zapewniałby bezpieczeństwo społeczeństwa przez niedopuszczanie do wykonywania zawodu osób mogących stanowić zagrożenie dla pacjentów z powodu używania alkoholu lub innych środków psychoaktywnych. Izby lekarskie mają potężne narzędzia, które mogłyby stanowić dla takiego systemu fundament – poprzez wydawanie, zawieszanie lub odbieranie praw wykonywania zawodu można stworzyć swojego rodzaju sito odsiewające lekarzy z aktywnym uzależnieniem. Nie mówimy tu o tych, którzy wchodzą w konflikt z kodeksem pracy, kodeksem karnym i zasadami etycznymi, podejmując pracę pod wpływem alkoholu i ponosząc z tego powodu określone konsekwencje. Na Zachodzie są sprawne systemy, których celem jest skuteczne leczenie i rehabilitacja doprowadzająca do powrotu do pracy uzależnionych kolegów, ale pod jednym bezwzględnym warunkiem: powrotu do zdrowia w stanie gwarantującym bezpieczeństwo pacjentów i przestrzeganie innych przepisów, np. obrotu lekami. Mimo dość dużego zainteresowania części kolegów podobnymi pomysłami w Polsce takich rozwiązań systemowych nie ma i niewiele wskazuje, by powstały w najbliższym czasie. Mam subiektywne wrażenie, że izby lekarskie wchodzą zbyt mocno w mundurek związków zawodowych i broniąc środowiska przed krytyką z zewnątrz, „pseudosolidarnie” chronią również lekarzy, których problemy wynikają z poważnych zaburzeń używania substancji.

W Stanach Zjednoczonych, gdzie problem używania środków zmieniających świadomość przez lekarzy jest dużo bardziej powszechny niż w Polsce, funkcjonuje restrykcyjny system, który doskonale działa. Po pierwsze, znacznie większa jest odpowiedzialność (w tym finansowa) przełożonych za nieprawidłowe zachowania, wynikające z problemów z substancjami. Oprócz zwiększonego wyczulenia na problemy związane z używaniem substancji bardzo szybko wdrażane są procedury oceny, czy niewłaściwe zachowania mają związek z używaniem substancji. Potwierdzenie nie tylko uzależnienia, ale w ogóle zaburzeń używania substancji skutkuje automatycznym zawieszeniem w prawach wykonywania zawodu, a głównym warunkiem ponownego rozpatrywania ewentualnego powrotu do pracy jest podjęcie i kontynuowanie intensywnego rocznego leczenia, najpierw w warunkach szpitalnych, a potem ambulatoryjnych. Warunkiem rozpatrywania powrotu do pracy jest skuteczność leczenia. Powrót do pracy nie jest ani automatyczny, ani pełny. Najczęściej oznacza on ścisłe kontrolowanie zarówno samej pracy, jak i abstynencji poprzez okresowe, ale i niespodziewane badanie krwi, moczu, czasem włosów pod kątem występowania w nich substancji psychoaktywnych. Ten system działa zarówno pod względem bezpieczeństwa pacjentów, jak i bardzo dużego odsetka osób rehabilitowanych. I podobny mógłby działać w Polsce, gdyby środowisko nie okopało się w twierdzy, lecz zrozumiało, że zdecydowane, jednoznaczne i usystematyzowane stanowisko samorządu lekarskiego wobec osób z problemami wynikającymi z używania substancji, w tym alkoholu i leków o działaniu psychoaktywnym, zwiększa zaufanie społeczeństwa do pracowników ochrony zdrowia i znacznie skuteczniej pomaga kolegom, którzy mają tego typu problemy zdrowotne.

Katarzyna Wiśniewska, pełnomocnik ds. zdrowia lekarzy i lekarzy dentystów OIL w Gdańsku

Podstawą działania w takich sytuacjach powinien być Kodeks Etyki Lekarskiej, który mówi, że w pierwszej kolejności uwagi dotyczące pracy lekarza należy przekazać samemu zainteresowanemu. Lekarz interweniujący winien oczekiwać konkretnej reakcji, mianowicie odstąpienia od wykonywania obowiązków. Jeżeli nie przyniosłoby to rezultatu, warto uprzedzić, że w przypadku braku reakcji o sytuacji zostanie poinformowany bezpośredni przełożony. Gdy argumenty nie dają rezultatu, nie pozostaje nic innego jak poinformowanie przełożonych, a nawet policji.

Wydawałoby się, że sytuacja jest inna, kiedy mamy do czynienia z pijanym przełożonym, np. ordynatorem. Schemat postępowania jest jednak ten sam, choć zdaję sobie sprawę, że może być to trudniejsze do realizacji ze względu na stosunki zależności zawodowej. Konieczne jest jednak osiągnięcie celu krótkoterminowego, czyli odsunięcie ordynatora od wykonywania pracy. Podwładny powinien poinformować przełożonego, że w przypadku braku reakcji zgłosi sprawę bezpośrednio do pracodawcy, poinformuje pełnomocnika albo, w ostateczności, policję. Wiem, że jest to bardzo trudna sytuacja, dlatego też najlepiej, żeby interwencji podjął się cały pracujący na oddziale zespół.

Inną kwestią jest osiągnięcie celu długoterminowego, czyli pomoc w powrocie lekarza do prawidłowego funkcjonowania. I tu muszę powiedzieć, że ukrywanie przypadków picia w pracy, niereagowanie na nie jest niedźwiedzią przysługą. Alkoholizm to choroba śmiertelna i mieliśmy przykłady śmierci lekarzy, których problem był ukrywany przez środowisko latami. Zatem jeśli mamy do czynienia z uzależnieniem, a nie przypadkiem incydentalnym, skierowanie sprawy do pełnomocnika może uratować komuś nie tylko karierę, ale też życie.

Jeżeli ktoś już trafi do mnie, oznacza to, że działy się rzeczy, którym nie sposób zaprzeczyć, że lekarz ponosi konsekwencje picia. I tu jest już moje zadanie, żeby ocenić, czy mam do czynienia z uzależnieniem, i ewentualnie pokierować procesem leczenia, żeby lekarz mógł wrócić do pracy, żeby szpital czy przychodnia nie traciły wartościowego pracownika. Nie chodzi przecież o to, żeby od razu zwolnić go z pracy, tylko żeby mu pomóc. Zwolnienie powinno być ostatecznym rozwiązaniem.

Sądzę, że dla wszystkich placówek w kraju winna zostać opracowana taka sama procedura postępowania. W takiej sytuacji pracownicy wszystkich placówek mogliby zostać przeszkoleni. Problem jednak w tym, że kiedy przez izbę zwróciłam się z ofertą szkoleń w tym zakresie do pracodawców, prawie nikt nie wyraził zainteresowania. Odpowiedziało ledwie kilka szpitali. Trzeba to głośno powiedzieć, że jeśli będziemy udawali, że problemu nie ma, on sam nie zniknie.

Mec. Hanna Gruszecka, radca prawny specjalizujący się w sprawach medycznych

Zachowanie w tego typu sytuacjach reguluje kodeks pracy, choćby poprzez artykuł 211, który określa obowiązki pracownika. W punkcie 6 czytamy, że pracownik jest zobowiązany do niezwłocznego powiadomienia przełożonego o zauważonym w miejscu pracy zagrożeniu zdrowia lub życia ludzkiego. Bez wątpienia w przypadku lekarza takim zagrożeniem jest praca pod wpływem alkoholu. Do tego art. 100 § 2 pkt 3 kodeksu pracy wskazuje też m.in., że pracownik obowiązany jest przestrzegać przepisów i zasad bezpieczeństwa oraz higieny pracy.

Do góry