Felieton

(Nie)dostępność radioterapii

Prof. dr hab. med. Andrzej Kawecki

Small 5011

Radioterapia stanowi dziedzinę medycyny, której efektywność jest w dużej, jeśli nie decydującej, mierze zależna od jakości aparatury do napromieniania i systemów planowania leczenia. Dostępność metody z kolei całkowicie zależy od liczby aparatów megawoltowych na danym obszarze oraz lokalizacji ośrodków radioterapii w relacji do miejsc zamieszkania potencjalnych pacjentów.

Nie ulega wątpliwości, że w ciągu ostatnich niespełna dwudziestu lat zarówno jakość, jak i dostępność radioterapii w Polsce uległy znaczącej poprawie. Dzięki zakupom centralnym z końca lat 90. ubiegłego wieku, a następnie inwestycjom w ramach Narodowego Programu Zwalczania Chorób Nowotworowych, możliwe stało się stopniowe przejście od ery radioterapii siermiężnej, opartej na aparatach kobaltowych, do radioterapii nowoczesnej, umożliwiającej realizowanie wszystkich dostępnych technik napromieniania. Istotnie zwiększyła się też ogólna liczba aparatów megawoltowych. Obecnie w Polsce jeden aparat przypada na nieco ponad 300 tys. mieszkańców, co stanowi wartość jeszcze niedostateczną, ale już realnie zbliżoną do rekomendacji międzynarodowych (minimum jeden aparat na 250 tys. mieszkańców, choć na przykład we Francji jest to sześć aparatów na milion mieszkańców).

Czy wobec tego radioterapia staje się dziedziną medycyny wolną od problemów? Niestety nie, a do zrobienia jest jeszcze bardzo dużo. Oczywiście należy dążyć do dalszego poszerzenia bazy aparaturowej, tak aby osiągnąć wskaźniki dostępności w pełni porównywalne z wysoko rozwiniętymi krajami UE.

Ale wskaźniki to nie wszystko.

Nadzwyczaj ważna jest alokacja aparatury megawoltowej. A ta w skali kraju jest bardzo nierównomierna. Są regiony, gdzie liczba aparatów w relacji do zaludnienia jest zbliżona przykładowo do Niemiec lub Anglii. Ale są też nadal białe plamy, gdzie dostępność radioterapii jest więcej niż ograniczona, a odległości do najbliższego ośrodka przekraczają 150 km. Taka sytuacja przekłada się na permanentne zjawisko nieuzasadnionych hospitalizacji, wymuszonych nie wskazaniami medycznymi, ale demograficznymi. Jest to bardzo poważny problem, skutkujący negatywnymi zjawiskami. Z punktu widzenia chorego radioterapia w trybie ambulatoryjnym jest nieporównywalnie bardziej komfortowa. Przebywanie w szpitalu tylko w tym celu, aby raz dziennie otrzymać frakcję napromieniania, stanowi niepotrzebny stres i obciążenie. Ale jest to także sytuacja niekorzystna z punktu widzenia płatnika, pokrywającego niebagatelne koszty nieuzasadnionej medycznie hospitalizacji.

Jak można temu zaradzić?

Najprostsze byłoby zorganizowanie skoordynowanej sieci satelitarnych ośrodków radioterapii, skracających drogę chorego do napromieniania, ściśle współpracujących z działającymi na danym terenie dużymi centrami onkologii. To jest niby proste, ale w rzeczywistości nadzwyczaj trudne do zrealizowania. Organizacja ośrodka radioterapii jest kosztochłonna, a dodatkowo powinien on mieć pełnoprofilowe zaplecze w postaci chirurgii onkologicznej i onkologii klinicznej. Przy ograniczonych środkach publicznych, głównie samorządowych, na potrzeby inwestycyjne ochrony zdrowia, możliwość stworzenia ogólnokrajowej sieci ośrodków satelitarnych jest wątpliwa. Ale uważam, że próbować warto.

Jaka jest alternatywa? To, co już się dzieje, czyli nieskoordynowane inicjatywy inwestorów prywatnych. Chcę wyraźnie zaznaczyć, że nie jestem przeciwnikiem prywatnej ochrony zdrowia, a liczy się dla mnie nie szyld, ale jakość. Problem leży w tym, że tego typu ośrodki radioterapii powstają lub są planowane nie zawsze tam, gdzie są naprawdę potrzebne, zwykle w wielkich miastach lub ich najbliższych okolicach. Może to pogłębiać nierównomierną alokację aparatury i dodatkowo powodować w skali lokalnej niekorzystne zjawisko przewagi podaży nad popytem, nie rozwiązując przy tym podstawowego problemu dostępności metody. A przecież nikomu nie można zabronić rozpoczęcia inwestycji, nawet jeśli nie ma ona logicznego uzasadnienia. I to jest jeden z istotnych problemów rzutujących na dalszy rozwój radioterapii w Polsce, który wymaga naprawdę pilnego rozwiązania.

Do góry