Felieton

Nowe zasady specjalizacji w onkologii klinicznej: czy będzie lepiej?

Prof. dr hab. med. Andrzej Kawecki

Small 5223

Od bieżącej sesji kwalifikacyjnej w wielu dziedzinach medycznych obowiązują nowe zasady specjalizacji, co dotyczy również onkologii klinicznej. Najogólniej rzecz biorąc, obecnie specjalizacja w dziedzinie onkologii klinicznej składać się będzie z dwóch modułów. Pierwszy z nich, trwający trzy lata, to moduł internistyczny, obejmujący staże dotyczące różnych dziedzin chorób wewnętrznych. Dopiero po zaliczeniu tej części specjalizacji rozpoczyna się właściwe, trwające również trzy lata, szkolenie w zakresie onkologii klinicznej. Wdrożony system stanowi de facto powrót do lat 90. ubiegłego wieku, czyli specjalizacji dwustopniowych, kiedy to chemioterapia nowotworów (poprzedniczka onkologii klinicznej) była specjalnością drugiego stopnia po jedynce z interny.

Wdrożony system budzi wiele kontrowersji w środowisku onkologicznym. Zrozumiałe jest, że specjalista onkologii klinicznej powinien być dobrze wykształcony w dziedzinie chorób wewnętrznych. Na co dzień mamy do czynienia z chorymi niejednokrotnie obciążonymi innymi schorzeniami, zaś leczenie przeciwnowotworowe – w wielu przypadkach – powoduje działania niepożądane, których zwalczanie wymaga rozległej wiedzy ogólnomedycznej.

Co wobec tego budzi niepokój i wątpliwości?

Po pierwsze, czas trwania pierwszej części specjalizacji. Młody lekarz, chcący być onkologiem, aż przez trzy lata nie będzie miał praktycznie żadnego kontaktu z wybraną przez siebie dziedziną. Co więcej, kierownik jego specjalizacji nie będzie miał żadnego wpływu na proces kształcenia w tym okresie. Co oznaczają trzy lata dla młodego lekarza? Ano to, że rzeczywistą specjalizację w zakresie onkologii rozpoczyna w wieku 29, 30 lat. Można obawiać się, że wielu lekarzy, nie mając nic do czynienia z wybraną specjalizacją przez tak długi okres, zmieni zdanie i wybierze którąś z krótszych czasowo specjalności związanych z interną. A to z kolei skutkować będzie zmniejszeniem liczby nowych, tak potrzebnych, specjalistów onkologów. Można dodać, że już wyjściowo część lekarzy rozważających specjalizację z onkologii klinicznej zrezygnuje z powodu długości trwania i trybu kształcenia. Rozumiem, że zdobywanie wiedzy na temat chorób wewnętrznych musi trwać, ale dlaczego tyle samo czasu, ile kształcenie w specjalności zasadniczej, jaką jest onkologia? Na jakiej podstawie onkologia kliniczna ma stać się praktycznie podspecjalizacją chorób wewnętrznych? Przecież to zupełnie odrębna dziedzina. Lekarz z uzyskaną specjalizacją w zakresie onkologii klinicznej ma wszelkie uprawnienia, w tym w pełni samodzielnego podejmowania decyzji terapeutycznych, o kierowaniu oddziałem onkologicznym nie mówiąc. Czy trzy lata kształcenia, a w zasadzie mniej – po odliczeniu obowiązkowych kursów i szkoleń – do tego wystarczą? Mam co do tego duże wątpliwości. Współczesna onkologia kliniczna jest dziedziną nadzwyczaj szeroką, obejmuje zagadnienia nie tylko tradycyjnego leczenia systemowego, czyli chemioterapii i hormonoterapii, ale również biologii molekularnej i leczenia ukierunkowanego, diagnostyki obrazowej, patomorfologii oraz pokrewnych dziedzin onkologicznych, czyli radioterapii i chirurgii onkologicznej. Domeną postępowania terapeutycznego w onkologii jest leczenie skojarzone, a aby je prowadzić, trzeba mieć po temu adekwatną wiedzę. I z tą wiedzą już w tej chwili jest problem. Świadczy o tym odsiew lekarzy na egzaminach specjalizacyjnych. A obecnie zdający kształcili się stricte w zakresie onkologii przez okres dłuższy niż planowane trzy lata i dodatkowo pozostawali cały czas pod opieką kierownika specjalizacji, będącego doświadczonym onkologiem. Jak to będzie wyglądało po mniej niż trzyletnim okresie rzeczywistego kształcenia onkologicznego? Mówiąc delikatnie, na pewno nie lepiej. Komisja egzaminacyjna wymogów nie obniży, bo byłoby to sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Na marginesie, zupełnie nie rozumiem, dlaczego w wąskich specjalnościach chirurgicznych moduł chirurgii ogólnej (odpowiednik interny w onkologii klinicznej) może trwać dwa lata z przeznaczeniem dalszych na rzeczywistą specjalizację. Czy zakres wiedzy i umiejętności, dajmy na to w chirurgii naczyniowej, jest szerszy od niezbędnego w onkologii klinicznej? Te różnice wydają mi się oczywistą niekonsekwencją.

Druga sprawa to pytanie, jak będzie w rzeczywistości wyglądało kształcenie w czasie realizowania modułu „internistycznego”. To nie moje obawy, ale te, które słyszę od młodych lekarzy rozpoczynających specjalizację, którzy mają nie najlepsze doświadczenia z okresu stażu podyplomowego. Czy nie będzie to wyglądało tak, że gros kształcenia pochłonie prowadzenie historii chorób i innych biurokratycznych formalności, tym bardziej że dotyczyć to będzie lekarzy nie wiążących przyszłości z interną? Gdyby tak miało być, to te trzy lata można by uznać za stracone. Nie są jasne mechanizmy kontroli jakości kształcenia w tym okresie, bo kierownik specjalizacji – onkolog – nie będzie miał na to jakiegokolwiek wpływu.

I wreszcie trzeci problem, może mniejszej rangi, ale bardzo istotny. Wprowadzenie systemu modułowego w rzeczywistości wyklucza możliwość specjalizowania się w onkologii klinicznej onkologów radioterapeutów. Trudno sobie wyobrazić, że specjalista radioterapii odrywa się całkowicie na trzy lata od onkologii. Tu nie będzie możliwości kompromisowych rozwiązań, które były dotychczas możliwe. A w interesie polskiej onkologii leży to, aby jak największa liczba lekarzy miała kompletne wykształcenie w zakresie zachowawczych metod leczenia. Walory posiadania kompleksowych umiejętności doceniane są w innych krajach, przykładowo w Wielkiej Brytanii radioterapia i onkologia kliniczna stanowią jedną specjalizację. W Polsce, w nowym systemie, możemy o tym zapomnieć.

Oczywiście przyszłość pokaże, czy wymienione wątpliwości są uzasadnione.

Trudno jednak być optymistą.

Do góry