Felieton

Co gryzie profesora Wciórkę?

Prof. dr hab. med. Jacek Wciórka

Small dsc 3448 kopia opt

Prof. dr hab. med. Jacek Wciórka

Narodowy Program Ochrony Zdrowia Psychicznego (NPOZP) ma stać się kluczowym narzędziem systemowej zmiany sposobu funkcjonowania w Polsce ochrony zdrowia psychicznego, a w jej obrębie opieki zdrowotnej, oparcia i uczestnictwa społecznego osób wychodzących z kryzysów psychicznych. Zmiany systemowej, bo oddziałującej we wszystkich zakresach aktywności państwa, a tym samym określającej szanse każdego z nas na uniknięcie takich kryzysów zdrowia (dzięki edukacji, promocji zdrowia i zapobieganiu zaburzeniom), a także na przezwyciężanie (dzięki eliminacji nierówności i wykluczania społecznego oraz udostępnieniu adekwatnej, efektywnej i godziwej pomocy) takiego kryzysu przez tych, którzy go doświadczą. Dla wielu profesjonalistów czynnych w ochronie zdrowia psychicznego NPOZP jest także szansą pracy bardziej satysfakcjonującej, bo uwalniającej od bezradności i beznadziejności, zagrażających emocjonalnym i moralnym wypaleniem.

Mimo wielu barier i licznych nadal źródeł niepewności wydaje się, że realne zapoczątkowanie procesu wdrażania NPOZP jest teraz bliżej niż kiedykolwiek dotąd. Deklarowana i powoli zmieniana w decyzje wola polityczna władzy centralnej, coraz częściej ujawniające się w różnych miejscach zaangażowanie władz lokalnych, rosnąca siła głosu osób korzystających z pomocy i ich rodzin, a także może jednak częściej okazywane zrozumienie i dostrzegalne zainteresowanie niechorującej publiczności sugerują, że ten czas rzeczywiście się zbliża.

Dlaczego więc tak trudno odetchnąć z ulgą? Z wielu powodów. Niestety niektóre z nich tkwią w nas, psychiatrach, co wymaga poważnej autorefleksji nad stosunkiem, ba, nad naszą gotowością do czynnego udziału w procesie reformowania systemu ochrony zdrowia psychicznego, naszego podstawowego warsztatu pracy i potencjalnego katalizatora rozwoju zawodowego. Zadania sobie kilku prostych, ale zobowiązujących pytań. Co wiemy o programie? Co chcemy o nim wiedzieć? Czy, jeśli mamy wątpliwości, potrafimy je opisać, wyrazić, podjąć dyskusję? Czy widzimy w nim szansę, czy zagrożenie, czy jest nam po prostu obojętny? Mówiąc najprościej – czy będziemy dlań motorem, czy raczej balastem albo źródłem destrukcji?

Skąd te, wydawałoby się, zbędne pytania? Otóż pojawiają się obserwacje, które zdumiewając i zaskakując, powinny jednak pobudzać do przeciwdziałania.

Pierwszą z nich mogłem poczynić, przewodnicząc jednej z komisji egzaminu specjalizacyjnego – odpowiedzi zdających na nawet całkiem proste pytania dotyczące systemu ochrony zdrowia, opieki środowiskowej, NPOZP były nader ubogie i nieporadne. Tak jakby adeptom szkolenia specjalizacyjnego łatwiej było poruszać się w wirtualnej przestrzeni synaptycznej niż realnej przestrzeni życiowej, gdzie przecież spotykają chorych. Zastanawiam się, czy to tylko niedoinformowanie, czy jednak ignorancja, a może lekceważenie fachowego instrumentarium.

Druga wiązała się z ujawnianą czasem w rozmowach postawą typu „moja chata z kraja”, gorzką, ironiczną, ale czasem cyniczną demonstracją egocentrycznego odrzucenia myśli, że interes własny co najmniej ustępuje przed publicznym, a na pewno nie powinien go zastępować.

Trzecią – ujawnianą choćby podczas wielu oficjalnych spotkań, jest pewne lenistwo poznawcze, swoisty konformizm, by nie powiedzieć ciasnota horyzontów, wyrażająca się niezdolnością do wyjścia poza szablon, uwiądem kontrowersyjnej dyskusji, potulnością myślenia i ustępliwością wobec różnorodnych „autorytetów”.

Czwartą – widoczną tu i tam, bywa jakby w kontraście do poprzedniej zachłanny indywidualizm, gotowość do zaciekłej obrony swego prestiżu, władzy czy dochodów lub nawet agresywnych wojen o takie dobra, przy jednoczesnym braku ożywczego buntu wobec otaczającego zła, nierówności czy nieprawości.

Piątą, szóstą, siódmą…

Bez psychiatrów NPOZP jako program reformy i uczłowieczenia systemu ochrony zdrowia psychicznego i przywrócenia blasku psychiatrii może przestać być programem psychiatrycznym. A szlachetną misję i trudne wyzwania psychiatrii przejmą inni…

Do góry