Zdecydował się na dramatyczny wpis na FB i może stracić pracę

Lek. Bartosz Nowakowski, ortopeda, po dyżurze mówi: „Mam dość!”

Bartosz Nowakowski z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego we Włocławku po dyżurze na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym opisał zatrważające warunki pracy. Pijani pacjenci urządzający ekscesy i utrudniający zajmowanie się innymi chorymi stali się codziennością, od kiedy w mieście zlikwidowano izbę wytrzeźwień. Sprawę opisał portal wloclawek.naszemiasto.pl.

„Nie wiem, kto był pomysłodawcą likwidacji izby wytrzeźwień w moim rodzinnym mieście. Decyzja ta od wielu lat niesie za sobą konsekwencje dla zaopatrywanych przeze mnie pacjentów podczas dyżurów w SOR i myślę, że nie dotyczy wyłącznie moich godzin pracy. Sytuacja kiedy lekarz, ratownik medyczny albo pani pielęgniarka pławią się w ekskrementach, kiedy nasze ciuchy, buty i dłonie mają bezpośredni kontakt z kałem, moczem, wymiocinami, a czasem białymi robakami pasożytującymi w pachwinach przebywających na oddziale SOR alkoholików, żeby po chwili badać albo pobierać krew kilkuletniego dziecka, w XXI wieku jest sytuacją niedopuszczalną. Pijackie awantury, przekleństwa, wyrwane z futryną drzwi nie mogą być codziennością w pracy szpitala. Złota godzina diagnostyki i ukierunkowanej terapii przeplatana burdami z niesubordynowanymi, pijanymi osobnikami wydłuża się w czasie, stanowiąc ryzyko dla zdrowia pozostałych pacjentów. Odpowiedzialność lekarza za sprawne koordynowanie pracy zespołu niebezpiecznie przesuwa się w stronę obszarów, w których odpowiedzialność karna za opieszałość i spóźnione decyzje za chwilę stanie się faktem dla któregoś z nas”.

Dalej lekarz pisze:
„Atmosfera Izby Przyjęć przesycona zapachem uryny i przypominająca squat kloszardów nie sprzyja budowaniu dobrego wizerunku niezależnie od kompetencji zespołu.
Problemy są po to, żeby je rozwiązywać. Brak pomysłu bądź woli w uporządkowanie spraw dla pacjentów w stanach ostrych jest zaniechaniem, którego konsekwencje dotyczyć mogą i będą nas wszystkich”.
Lekarz przyznaje też, że wyszedł po 24-godzinnym dyżurze kompletnie rozbity i przygnębiony perypetiami obyczajowymi niemającymi nic wspólnego z leczeniem.

Już wcześniej zgłaszał problem zarządowi szpitala i włodarzom miasta, ale bezskutecznie. – Jeśli zapadnie decyzja, że Nowakowskiego za niewyparzony język należy spalić na stosie, ostatnią moją myślą będzie: „Było warto”... – dodaje.

Lekarzy przyznał podyplomie.pl, że chciałby zwrócić uwagę na problem, który dotyczy wielu szpitali. – Liczę, że warunki w jakich leczeni są pacjenci i pracują lekarze, się poprawią – dodał Bartosz Nowakowski.

 

ID