Leczenie gruźlicy powinno być nadzorowane

Takie postępowanie rekomenduje WHO i jest to przestrzegane w większości krajów.

Czy przybysze z krajów o dużej zapadalności na gruźlicę stanowią zagrożenie?

W mediach pojawiają się alarmistyczne artykuły straszące lekooporną gruźlicą przywożoną przez obcokrajowców zza wschodniej granicy.
Czy zagrożenie jest realne?
Jak wygląda sytuacja? – zapytaliśmy dr hab. med. prof. nadzw. Marię Korzeniewską-Kosełę, kierownika Zakładu Epidemiologii i Organizacji Walki z Gruźlicą Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc w Warszawie.
Ekspertka podkreśla, że udział cudzoziemców wśród chorych na gruźlicę jest w Polsce monitorowany. – Jak dotąd w Krajowym Rejestrze Zachorowań na Gruźlicę nie ma wiele takich osób. Wśród 6444 chorych na gruźlicę w Polsce w 2016 roku było 92 cudzoziemców, z wielu krajów świata, w tym 30 Ukraińców. Dla porównania, w Wielkiej Brytanii w tym samym roku odnotowano ponad 4 tys. obcokrajowców chorych na gruźlicę – poinformowała prof. Korzeniewska-Koseła.
Zdaniem prof. Korzeniewskiej-Koseły w Polsce należy się spodziewać wzrostu liczby przypadków gruźlicy wielolekoopornej, ponieważ przyjeżdżają do nas ludzie z tamtego regionu oraz z innych krajów, w których MDR-TB jest rozpowszechniona. Jeśli u nas zachorują, to może właśnie na taką postać gruźlicy, bo zostali wcześniej u siebie zakażeni prątkami z wielolekową opornością. Może się też zdarzyć, że chorzy na MDR-TB przyjadą do Polski, tak jak przyjeżdżają do krajów zachodniej Europy, by się leczyć.
Zgodnie z polskim prawem wszyscy chorzy na gruźlicę płuc podlegają obowiązkowej hospitalizacji w okresie prątkowania i obowiązkowemu bezpłatnemu leczeniu. Prawo to dotyczy także migrantów.
Każdy chory na prątkującą postać gruźlicy płuc stanowi zagrożenie dla osób ze swojego otoczenia. Część cudzoziemców podlega badaniom pracowniczym takim samym jak Polacy, także osoby ubiegające się o status uchodźcy przechodzą badania ukierunkowane na wykrywanie gruźlicy. Gorzej jest z osobami pracującymi w Polsce nielegalnie. Jeśli ktoś zatrudnia w taki sposób do małego dziecka opiekunkę z kraju o dużej zapadalności na gruźlicę, podejmuje większe ryzyko, niż gdy zatrudnia opiekunkę przez odpowiednią agencję pracy. Rozsądnie będzie poprosić ją o wykonanie badania radiologicznego płuc.
Prof. Korzeniewska-Koseła przytacza wyniki pracy, w której analizowano zapadalność na gruźlicę wielolekooporną na Ukrainie. Na Ukrainie Zachodniej, graniczącej z Polską, skąd pochodzi wielu przybyszów, udział chorych na MDR-TB wśród nowych zachorowań na gruźlicę jest kilkakrotnie mniejszy w porównaniu z południowo-wschodnią częścią tego kraju. Czynnikiem ryzyka MDR-TB jest także przynależność do zmarginalizowanych społeczno-ekonomicznie grup społeczeństwa Ukrainy. – Ludzie, którzy do nas przyjeżdżają, nie należą – a tak sądzę na podstawie własnych spostrzeżeń – do tego rodzaju upośledzonych warstw społecznych. Przeciwnie, często są to osoby wykształcone, z kwalifikacjami zawodowymi, szukające u nas poprawy swego bytu – dodaje ekspertka.
Co można zrobić, aby lepiej kontrolować chorobę?
Zdaniem prof. Korzeniewskiej-Koseły w Polsce należy pomyśleć o wprowadzeniu leczenia bezpośrednio nadzorowanego po zakończeniu przez chorych hospitalizacji. Takie postępowanie rekomenduje WHO i jest to przestrzegane w większości krajów.
Więcej o rozpoznawaniu, lekooporności i innych wyzwaniach w wywiadzie z prof. Marią Korzeniewską-Kosełą pt. „Nagradzajmy za leczenie gruźlicy” w najbliższym, kwietniowym „Medical Tribune”.

ID