Kraj

Zesłani na SOR

Iwona Dudzik

Młodzi lekarze buntują się: specjalizacje to fikcja. Zamiast się kształcić, jesteśmy wykorzystywani przez szpitale jako tania siła robocza do obsługi pacjentów na SOR-ach oraz do szpitalnej papierologii. Ministerstwo Zdrowia zgadza się z tą opinią i staje po stronie młodych lekarzy.

Łukasz Jankowski w ubiegłym roku ukończył staż i rozpoczął specjalizację w dziedzinie interny w jednym z warszawskich szpitali klinicznych. Sądził, że lekarskie doświadczenie będzie zdobywał pod okiem starszych kolegów. Z zaskoczeniem przyjął więc fakt, że od razu otrzymał pod opiekę 12 pacjentów, którymi musiał zająć się samodzielnie. Obchód, analiza wyników badań i decyzja o dalszym leczeniu – wszystko zależało od niego. – Czasem zapisuję leki, których nigdy nie widziałem. Uczę się na własnych błędach – przyznaje. Co więcej, do jego obowiązków należą również konsultacje pacjentów na innych oddziałach podczas dyżurów. – Obawiam się, że moje diagnozy nie są w pełni wartościowe – mówi.

Dodatkowo po czterech miesiącach pracy doszedł także obowiązek dyżurów na SOR. Odmówił, tłumacząc, że te dyżury to za duża odpowiedzialność. – Trzeba się było uczyć na studiach, a teraz proszę zabrać ze sobą książkę i trudniejsze przypadki doczytać – usłyszał. Nie mógł się sprzeciwić.

Łukasz Jankowski zapewnia, że takie praktyki to patologia. Dlaczego?

Podczas specjalizacji młody lekarz powinien realizować program szkolenia, a dyżurów na SOR nie ma w programie specjalizacji. Tymczasem szpitale się tym nie przejmują i bez skrępowania wykorzystują młodych lekarzy do obsługi tłumów pacjentów z najróżniejszymi przypadłościami.

Alicja Sołtowska ukończyła studia na WUM w 2010 roku. Tuż po stażu wyjechała do Wielkiej Brytanii. Przez osiem miesięcy pracowała kolejno na oddziale kardiologii, gastroenterologii, internistycznym, a potem kolejno na SOR, geriatrii i ortopedii. Obecnie, już w Polsce, robi rezydenturę z dziedziny chorób wewnętrznych na oddziale kardiologii we Wrocławiu.

– W Polsce moją rolą jako rezydenta jest głównie bycie darmową sekretarką i zajmowanie się papierologią. Od tego, żeby zrobić np. echo serca, koronarografię, wszczepienie stymulatorów, są w szpitalu bardziej doświadczeni lekarze, którzy często nie umieją uczyć młodszych lub nie mają czasu i chęci – mówi.

Na oddziale ma 12 swoich pacjentów, spędza z nimi około godziny dziennie. Resztę czasu zajmuje jej wypełnianie dokumentacji. – Przez osiem miesięcy pracy nie udało mi się wyszkolić na tyle, bym mogła wykonać samodzielnie specjalistyczne badanie – stwierdza.

Inaczej było w Anglii. – Już drugiego dnia pracy uczestniczyłam w reanimacji, by potem móc poprowadzić akcję samodzielnie – mówi.

Podczas kolejnych miesięcy wykonała 30 reanimacji, nastawiała kostki, barki, szyła rany. Nauczyła się wszczepiać stabilizatory DHS, SX, wkręcać śruby, ewakuować krwiaki.

Jak wspomina, nauka młodych lekarzy jest w Anglii dużo lepiej zorganizowana. Obowiązuje lista procedur odpowiednich dla poszczególnych specjalizacji, które trzeba opanować, by otrzymać konkretną ocenę. Już na starcie młody lekarz jest umieszczony w grafiku sali operacyjnej. Najpierw obserwuje, potem stara się sam wykonać zabieg pod okiem starszego lekarza. Jeśli coś trzeba wykonać przy pacjencie, np. założyć dren, często pada pytanie, czy jest ktoś, kto tego jeszcze nie robił i od razu wiele osób się zgłasza. Dzięki temu szybko stają się kompetentni.

W Anglii młody lekarz od początku ma swojego mistrza i szybko sam staje się mistrzem dla najmłodszych lekarzy. Wraz z nimi dogląda pacjentów, informuje, jak sobie poradzili. Lekarz zdobywający specjalizację ma swojego lekarza nadzorującego, który pilnuje, czy cele postawione młodemu lekarzowi są realizowane. Starsi lekarze są zobowiązani, by pomagać młodszym. Jednym z elementów ich oceny jest opinia młodych lekarzy, czy starszy kolega jest dostępny i czy uczy młodszych kolegów.

W ocenie Alicji Sołtowskiej w Polsce jest dużo trudniej czegoś się nauczyć. – Można się prześlizgnąć przez staż i specjalizację, nie robiąc przy pacjencie w zasadzie nic. Są lekarze, którzy nigdy nie przeprowadzili akcji reanimacyjnej, nie widzieli zatrzymania krążenia, nie pobrali krwi do gazometrii, nawet nie wkłuli się w żyłę – zapewnia.

Jak to możliwe? Lekarze mają książeczki, w których zbierają podpisy i pieczątki. W praktyce otrzymują je często bez wykonywania danej procedury. Brak konkretnych rozporządzeń oraz ujednoliconego systemu nauczania młodych lekarzy sprawia, że w Polsce odbycie dobrego szkolenia jest zależne od możliwości oddziałów, kierowników specjalizacji oraz indywidualnego podejścia starszych kolegów.

Filip Dąbrowski, przewodniczący Komisji ds. Młodych Lekarzy NIL, odbywa specjalizację z ginekologii i położnictwa. Jego zdaniem nie może być tak, że chirurg czy ginekolog zamiast uczyć się na oddziale, w godzinach pracy odbywa dyżur na SOR. Szpitale dopuszczają się tych praktyk, aby zaoszczędzić. Za etat lekarza rezydenta płaci Ministerstwo Zdrowia, więc dla szpitali jest to rodzaj darmowej siły roboczej. Filip Dąbrowski dodaje, że na tym systemie wszyscy tracą. – Młody lekarz bez nadzoru może niechcący przeoczyć poważny problem medyczny lub odwrotnie – obciążyć system kosztami niepotrzebnej czasem diagnostyki – tłumaczy.

Aby przeciwstawić się tym praktykom, Komisja ds. Młodych Lekarzy NIL wraz z dr. Andrzejem Sawonim, prezesem warszawskiej OIL, wystosowała apel do MZ.

Ministerstwo stanęło po stronie młodych lekarzy i zagroziło szpitalom konsekwencjami finansowymi. Edyta Kramek, zastępca dyrektora Departamentu Nauki i Szkolnictwa Wyższego MZ, wyjaśnia, że oddelegowanie lekarza na inny odział niż przewidziany w programie szkolenia narusza zapisy umowy dotyczącej rezydentury i wiąże się ze zwrotem pieniędzy przekazanych szpitalowi przez MZ. Jaka będzie skala zwrotów? Nie wiadomo. Do MZ wpłynęło kilka skarg ze strony lekarzy. Przypadki te są wyjaśniane.

Jednak dyrektorzy szpitali łatwo się nie poddają.

W warszawskim CSK przy ul. Wołoskiej usłyszeliśmy, że zdarza się, iż lekarze w ramach specjalizacji dyżurują na SOR. – Trudno sobie wyobrazić lepszą szkołę zawodu, niezależnie od rodzaju zdobywanej specjalizacji – mówi Jarosław Buczek, rzecznik szpitala. Podobnie uważa Danuta Tarka, wicedyrektor ds. medycznych Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Płocku i wiceprezes STOMOZ. – Młodzi lekarze nie garną się na SOR, a szkoda, bo praca tam byłaby dla nich niezwykle korzystna. Chcą wykonywać wielkie operacje na poziomie profesora, tymczasem zacząć należy od porządnie zebranego wywiadu od pacjenta, a z tym często są problemy – tłumaczy.

Danuta Tarka zapewnia, że w jej szpitalu dyżurują tylko ochotnicy, wyłącznie pod nadzorem i na zasadzie dodatkowych umów. Nie wyklucza jednak, że STOMOZ podniesie sprawę wzbogacenia programów szkoleń specjalizacyjnych właśnie o dyżury na SOR.

Do góry