Inwestycje

Burzyć, budować, nie remontować

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz

Small 8598

27 października okaże się, która z sześciu firm wygrała konkurs na koncepcję programowo-przestrzenną nowego szpitala.

Sześć renomowanych firm zgłosiło się do konkursu na koncepcję programowo-przestrzenną Centrum Medycyny Nieinwazyjnej, drugiej po Centrum Medycyny Inwazyjnej nowej części szpitala GUMed. Władze uczelni są zdeterminowane, by budowę szpitala rozpocząć jak najszybciej, choć wciąż nie wiadomo, czy uda się ją wpisać do przyszłorocznego budżetu. Nadzieje na to odżyły wraz z wyborem na premiera Ewy Kopacz. Wiadomo bowiem, że była minister zdrowia z sympatią i życzliwością traktuje społeczność akademicką GUMed. I to nie tylko dlatego, że jej córka ukończyła tę uczelnię i że właśnie tu rozpoczęła specjalizację.

– Gdy będzie już wiadomo, która koncepcja najbardziej nam odpowiada, rozpoczną się prace projektowe i potrwają rok – tłumaczy Marek Langowski, kanclerz GUMed. Ich koszt, podobnie jak projekt budowlany do pozwolenia na budowę oraz projekt wykonawczy, sfinansuje Uniwersyteckie Centrum Kliniczne z zaciągniętego ok. 20-milionowego kredytu. Szpital zlecił tylko uczelni przeprowadzenie tej procedury. CMN kosztować ma ok. 600 mln zł. Do planu centralnego wpisane ma być jako inwestycja wieloletnia. Całość powinna być gotowa za ok. pięć lat.

– Chcemy, by do CMN przeniosły się również kliniki ze szpitala przy ul. Klinicznej (Położnictwa, Ginekologii i Neonatologii), centralne laboratorium, być może również Klinika Rehabilitacji, która dziś mieści się w dawnym Szpitalu Studenckim – mówi prof. Janusz Moryś, rektor GUMed. Uczelnia nie wyklucza bowiem wycofania się z tego szpitala, wciąż nie mogąc porozumieć się z władzami Politechniki Gdańskiej w sprawie kupna tej nieruchomości. Sprawą sporną jest cena.

Drugi (po CMI) nowy szpital GUMed ma liczyć 688 łóżek, głównie internistycznych, i będzie budowany w dwóch etapach. Najpierw powstać ma siedziba dla Kliniki Hematologii i Transplantacji Szpiku, Kliniki Dermatologii, centralnego laboratorium oraz Kliniki Onkologii i Radioterapii (z bunkrem). Dopiero po wyburzeniu budynków, w których mieszczą się one obecnie, można przystąpić do drugiego etapu.

Dziś, siłą rzeczy, pacjenci UCK dzielą się na lepszych i gorszych. Pierwsi mają dwuosobowe pokoje z łazienkami w supernowoczesnym Centrum Medycyny Inwazyjnej, drudzy – wieloosobowe sale w rozsypujących się ze starości budynkach. W budynku nr 3 wciąż psuje się winda, która prowadzi na blok operacyjny kardiochirurgii. Koszt nakazów sanepidu i straży pożarnej, które trzeba wykonać natychmiast, wynosi 15 mln zł. Do 2016 roku szpital ma czas na przystosowanie się do wymogów UE i potrzebuje na to 75 mln zł. Jest to blisko jedna piąta kosztu budowy nowego budynku, poza tym byłyby to pieniądze wyrzucone w błoto, bo po dwóch latach trzeba będzie remontować go od nowa. Dla przykładu – szpital przy ul. Klinicznej. Ma stropy i klatki schodowe drewniane, jak nieczynny już szpital przy ul. Łąkowej. Powinno się skuć wszystko aż do ściany nośnej i wypełnić od nowa. Szacunkowy koszt to 50 mln zł. Tymczasem z danych przygotowanych przez szpital dla MZ wynika, że utrzymanie jednego mkw w CMI kosztuje o 20 zł mniej niż w starych budynkach. A im mniejsze opłaty, tym więcej pieniędzy na leczenie chorych. – Budowa nowej siedziby dla klinik internistycznych, które pozostały po otwarciu Centrum Medycyny Inwazyjnej, miała się rozpocząć dwa lata temu. Tymczasem plac, na którym powinny stanąć, wciąż jest pusty – ubolewa prof. Moryś. – Czas płynie, stare budynki są w coraz gorszym stanie i stanowią zagrożenie zarówno z epidemiologicznego, jak i pożarowego punktu widzenia. I jeśli nawet straż pożarna czy inne instytucje kontrolujące nie zamkną całej starej części, będzie się wyłączać kolejne jej fragmenty, których i tak dziś szpitalowi brakuje, choćby na kardiologii, która jest non stop oblężona głównie przez starszych, cierpiących na wiele chorób pacjentów.

Do góry