Sonda

Gdzie leży granica wypowiedzi publicznej, przed którą lekarz powinien się zatrzymać, aby nie złamać tajemnicy lekarskiej?

Zebrał Jerzy Dziekoński

Dr Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej

Każda informacja związana z osobą chorego i jego otoczeniem oraz informacje o jego uczuciach, emocjach, wątpliwościach, przekonaniach i wierzeniach uzyskane w trakcie leczenia powinny pozostawać przez lekarza zachowane w tajemnicy. Zwolnienie z tajemnicy może nastąpić w sytuacji, gdy pacjent wyrazi na to zgodę. Lekarze mogą występować w mediach, ale nie powinni zapominać o obowiązku zachowania tajemnicy. Czasami ciężko jest mówić ogólnikami, edukując społeczeństwo. Zdarza się, że to pacjent udostępnia mediom całą dokumentację medyczną. To też nie zwalnia lekarza z obowiązku dochowania tajemnicy. Musi on czuwać nad prawidłowym prowadzeniem dokumentacji lekarskiej oraz zabezpieczeniem jej przed ujawnieniem. Przypomnę, że tajemnica obowiązuje lekarza nawet po śmierci chorego. Musi on być ostrożny w formułowaniu opinii, gdyż złamanie tajemnicy podważa zaufanie do lekarzy i szkodzi wizerunkowi całego środowiska. Zachowanie tajemnicy pozwala na to, aby chorzy z ufnością przekazywali informacje, a te – mimo że niekiedy wydają się im błahe – pozwalają ustalić diagnozę umożliwiającą leczenie. Lekarz może od tajemnicy odstąpić, jeśli jej zachowanie w sposób istotny zagraża zdrowiu lub życiu pacjenta albo innych osób.

Prof. Jacek Wciórka, kierownik I Kliniki Psychiatrycznej, Instytut Psychiatrii i Neurologii

Granicą jest zidentyfikowanie pacjenta. Może to zrobić tylko za jego zgodą. W przeciwnym wypadku nie ma prawa wiązać przebiegu choroby z nazwiskiem. Dopuszczalne jest jedynie omówienie danego przypadku w postaci anonimowej. I to jeszcze celowo zniekształcając dane pozwalające na identyfikację danej osoby, w sytuacji, kiedy chodzi o pacjenta publicznie znanego. Tylko w ten sposób lekarz może uniknąć oskarżenia o ujawnienie wrażliwych informacji. Tajemnica lekarska, moim zdaniem, ma znaczenie bezwzględne i nie da się jej ominąć. W psychiatrii kwestia ta jest bardziej wyostrzona, ponieważ tajemnica zawodowa w myśl Ustawy o ochronie zdrowia psychicznego jest jeszcze bardziej podkreślona: nie możemy np. notować w dokumentacji wypowiedzi pacjenta, w której przyznaje się on do popełnienia czynu zabronionego. Sąd nie może nas też przesłuchiwać na tę okoliczność.

W przypadku psychiatrów tajemnica lekarska zbliża się do tajemnicy spowiedzi. Jej ujawnienie możliwe jest tylko w sytuacji, kiedy pacjent w rozmowie z psychiatrą przejawia zamiary mordercze wobec konkretnej osoby i lekarz ma pewność, że ich realizacja jest jak najbardziej realna. W takiej sytuacji psychiatra powinien rozważyć, czy należy ostrzec tę osobę. Ale nawet jeśli zdecyduje się na złamanie tajemnicy w takim wypadku, powinien, moim zdaniem, poinformować o tym pacjenta i mieć świadomość, że może zostać pociągnięty do odpowiedzialności.

Prof. Paweł Łuków, komisja ds. etyki w ochronie zdrowia przy ministrze zdrowia

Granicą jest brak zgody pacjenta na informowanie osób trzecich o stanie jego zdrowia. Dotyczy to także ludzi znanych, których tożsamość jest oczywista. Zgoda jest konieczna, w przeciwnym razie lekarz związany jest tajemnicą. To samo dotyczy pacjenta, który zmarł. Jeśli za życia wyraził zgodę na upublicznianie związanych z nim informacji, nie ma problemu. Ale jeżeli takiej zgody nie było, lekarz nie może odnosić się w żaden sposób do informacji o przebiegu choroby swojego pacjenta. Przepisy są tutaj bardzo rygorystyczne. W naszym prawie jest mowa o informacji związanej z pacjentem, uzyskanej w związku z wykonywaniem zawodu medycznego. Oznacza to, że nie ma wymienionych kategorii lub typów informacji, które podlegają ochronie. Mowa jest tu o kontekście, w którym lekarz uzyskał te informacje. Tajemnica dotyczy więc wszystkich informacji o pacjencie i obowiązuje każdego lekarza.

Zawsze jest pokusa, aby posłużyć się przykładem, który przyniesie społecznie większy skutek, niż setka akcji profilaktycznych. Chodzi jednak o kwestię odpowiedzialności lekarzy w upowszechnianiu wiedzy medycznej. A jest to zadanie trudne. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że w przekazie adresowanym do ogółu często nie sposób zawrzeć pewnych subtelności medycznych. Łatwiej jest przekazywać wiedzę w postaci hasła „rak wcześnie wykryty to rak uleczalny”, niż mówić o takich postaciach choroby, które najczęściej wykrywane są wtedy, kiedy nie da się zbyt wiele zrobić.

Myślę, że w pewnym sensie dotykamy tu problemu edukacyjnego lekarzy, którzy nie zawsze wiedzą, w jaki sposób takie informacje przekazywać. Nie tylko publicznie, lecz również w rozmowach z pacjentami w zaciszu gabinetów.

Do edukowania społeczeństwa powołani są lekarze pełniący odpowiednie funkcje, np. we władzach administrujących ochroną zdrowia czy w samorządzie lekarskim. Przeciętny lekarz w codziennej pracy prowadzi edukację prozdrowotną wśród swoich pacjentów, a nie w społeczeństwie jako całości. Myślę więc, że przydatne byłoby zachęcanie lekarzy do udziału w szkoleniach, nie z umiejętności PR-owych, ale z umiejętności komunikowania się z pacjentem i przekazywania mu adekwatnej wiedzy medycznej.

Na początku 2013 roku Naczelna Izba Lekarska przeprowadziła badanie wśród lekarzy i lekarzy dentystów w wieku do 35 lat dotyczące potrzeb szkoleniowych oraz wiedzy m.in. w zakresie kompetencji miękkich, czyli dotyczących np. komunikowania się. Z ponad półtora tysiąca 70 proc. lekarzy odpowiedziało, że nigdy nie brało udziału w takich szkoleniach, chociaż aż 93 proc. z nich deklarowało potrzebę doskonalenia w tym zakresie. Natomiast co drugi badany, który brał udział w szkoleniu z kompetencji miękkich, deklarował, że miało to miejsce tylko podczas kształcenia. Być może jest to kwestia uświadomienia lekarzom i ich nauczycielom, jak bardzo ważne dla ich codziennej pracy, zarówno w kontaktach z pacjentami, jak i z przedstawicielami mediów, jest nabywanie tego typu umiejętności.

Prof. Przemysław Oszukowski, prezes Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego

Afera wokół telewizyjnej wypowiedzi lekarza zmarłej aktorki Anny Przybylskiej była zupełnie niepotrzebna. Miał prawo mówić o faktach powszechnie znanych i nie złamał przy tym tajemnicy lekarskiej. Często znacznie trudniej niż z mediami rozmawia się z członkami najbliższej rodziny, którzy nie rozumieją znaczenia tajemnicy lekarskiej. Jest to zagadnienie szczególnie ważne w przypadku tak wrażliwej dziedziny, jaką jest położnictwo. Bywa, że dzwoni do mnie córka i prosi, żeby sprawdzić dla niej wyniki badań matki: „Bo ona sama nie wie, co jej jest”. Jakie jest zaskoczenie, kiedy odpowiadam, że matka doskonale zdaje sobie sprawę ze stanu swojego zdrowia, a mnie obowiązuje tajemnica lekarska. Takie sytuacje nie należą wcale do rzadkości. Bez wyraźnego polecenia ze strony pacjentek nie powinniśmy informować o przebiegu leczenia nawet ich mężów. Spotkałem się z sytuacją, kiedy pacjentka miała pretensje do położnej o to, że poinformowała jej matkę o urodzeniu dziecka. Musimy pamiętać o tym, że ludzie mają różne zapatrywania na kwestie prywatności i różnie podchodzą do więzów rodzinnych. Przyjęliśmy zatem u nas w klinice zasadę, że na temat stanu zdrowia pacjentek mogą być informowane tylko te osoby, które zostały przez nie podane i wpisane w dokumentacji. Dzięki temu unikamy nieprzyjemnych historii, mimo że dla wielu osób takie traktowanie tajemnicy lekarskiej może wydać się zbyt restrykcyjne lub śmieszne.

Minęły już czasy, kiedy tylko pacjent nie wiedział, co mu jest, a sąsiedzi plotkowali między sobą za jego plecami, że „ten to ma raka”.

Prof. Piotr Rutkowski, prezes Polskiego Towarzystwa Chirurgii Onkologicznej

Small 9686

Moim zdaniem sprawa jest oczywista – wypowiedź lekarza podczas medialnych wystąpień powinna opierać się na anonimowych przypadkach. Opowiadanie o przebiegu choroby, łączące przykład z konkretną osobą, możliwe jest tylko w jednym przypadku – kiedy pacjent wyraźnie sobie tego życzy. Sam nigdy nie wypowiadałem się o leczonych przeze mnie chorych z imienia i nazwiska.

Przemysław Mitraszewski, specjalista ds. PR, Lighthouse Consultants

Przeciętny zjadacz chleba nie wie dokładnie, co oznacza tajemnica lekarska. Na pewno nie będzie rozpatrywał tego na podstawie zapisów prawnych, a raczej będzie to definiował intuicyjnie. Skoro mamy do czynienia z określeniem „tajemnica”, jest to równoznaczne, że nie można o tym publicznie mówić. W momencie, gdy lekarz wypowiada się w mediach o chorobie pacjenta, jest to odbierane automatycznie jako złamanie tajemnicy lekarskiej.

Można zastanawiać się, czy taka interpretacja jest uprawniona, ale w życiu codziennym percepcja staje się rzeczywistością. Sprawa nabiera większej wagi, gdy mówimy o osobach publicznie rozpoznawalnych. Z jednej strony ludzie są ciekawi kulis, z drugiej publicznie odżegnują się od takich praktyk. Czy z takim dualizmem postawy można sobie radzić?

Do góry