Architektura

Nowe szpitale czy stare problemy

Ryszard Sterczyński

Szpitale przyszłości są jak szklane domy. Nikt ich nie widział, ale wszyscy o nich mówią i chcieliby je mieć

Tylko nieliczni postawią obiekty na miarę XXI wieku, reszcie pozostanie metoda małych kroczków.

Niektórzy twierdzą, że gigantomania w szpitalnictwie skończyła się wraz z wyburzeniem Centrum Medycznego w Zabrzu na 1200 łóżek, czy rozbiórką warszawskiego szpitala MSWiA (fot. 1).

Small 01 30 04 05 017 opt

Fot. 1. Rozbiórka Centralnego Szpitala MSWiA w Warszawie.

Modernizować lub budować nowe szpitale trzeba. Jak ważne są takie obiekty, pokazują wycinkowe badania, m.in. to prowadzone ostatnio w powiecie białobrzeskim (woj. mazowieckie), gdzie brak szpitala w pobliżu miejsca zamieszkania wpłynął na zdrowotność mieszkańców.

– W tym powiecie w stosunku do reszty kraju zwiększyła się średnio o 56 proc. liczba osób z niewydolnością serca, a jednocześnie hospitalizacja była niższa o 25 proc. niż średnia w Polsce. Chorzy szukali pomocy w pobliskim Radomiu, Grójcu i Legionowie – podsumowuje dr Paweł Goryński z Zakładu-Centrum Monitorowania i Analiz Stanu Zdrowia Ludności Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego-PZH.

Dostosowujemy się do współczesnych potrzeb medycyny i chorego. Spełniają się marzenia, czyli sale hybrydowe, ogarnia nas pęd do robotyzacji, ale zapomina się często, że diabeł tkwi np. w… ścianach. Kilkudziesięcioletnia eksploatacja budynków, w których zakażenia są codziennością, sprawia, że skolonizowane bakterie nie dają się łatwo zlikwidować. Jedynie zbicie tynku i posadzek pozwala je zniszczyć. To poważny, ale niejedyny problem remontowanych szpitali.

– Musi być zachowany ostry reżim sanitarny. A niewielu inwestorów pamięta, aby w tych starych obiektach wymienić wentylację lub urządzenia klimatyzacyjne. Czy po remoncie, żeby wjechać na ten sam poziom w innej części budynku, nadal należy najpierw zjechać na parter szpitala? – pyta dr Paweł Goryński.

Bizantyjski przepych czy kurnik

Jak wiele zależy od dobrego projektu i wykonania, pokazuje przykład szpitala w Ełku, gdzie architekci nie poszli w gigantomanię. Szpital ma jedynie 300 łóżek i możliwości rozwoju współmierne do przyszłych potrzeb. Mają się czym pochwalić także w Wojewódzkim Szpitalu Dziecięcym w Bydgoszczy, choć nadal modernizowanym, ale z ciekawym pomysłem na ogród dla dzieci na dachu budynku. Także we Wrześni udało się połączyć starą architekturę z nową w systemie MONOSPACE – protoplastą systemu jest szpital w Tulonie we Francji na 800 łóżek.

Jego orędownikiem jest polski architekt Artur Słabiak. Brał udział w projektowaniu tego typu szpitali we Francji. W dowolnym tłumaczeniu założeń systemu podstawą obiektu ma być „platforma gorąca”, na której punktem centralnym jest SOR, i zgrupowana wzdłuż ramion prostokąta część diagnostyczno-zabiegowa, blok operacyjny i porodowy oraz anestezjologia i oddziały łóżkowe. Skoncentrowanie najważniejszych elementów szpitala ogranicza znacznie koszty i tnie liczbę personelu.

Obecnie w tym systemie projektuje się budynki czterokondygnacyjne, nie więcej. W myśl podobnej koncepcji działa już szpital przy ul. Madalińskiego w Warszawie. Teraz z tego pomysłu chce skorzystać pediatria w Poznaniu, gdzie na jedno łóżko przeznacza się ok. 75 m2 kompletnego szpitala.

Obecnie mamy w Polsce 981 szpitali różnej wielkości. 50 proc. z nich doczekało 70 lat, a kilkanaście to istne perełki, pamiętające jeszcze czasy sprzed I wojny światowej. Już dawno większość z nich, czyli te, które nie są zabytkami, powinna zostać zlikwidowana. Tak robią to np. w Stanach Zjednoczonych, gdzie szpital funkcjonuje ok. 40 lat, po czym na jego miejsce stawiany jest nowy. Nas na to nie stać. Dlatego, jak Polska długa i szeroka, w szpitalach prowadzi się prace modernizacyjne lub adaptuje starą substancję budowlaną, jak mówią fachowcy. Stolica wydała w ostatnim czasie na modernizację szpitali 300 mln zł, w tym trzech obiektów ginekologiczno-położniczych.

– Należy się zdyscyplinować i dążyć do projektowania 80 m2 przy założeniu, że 100 proc. łóżek będzie w pokojach dwuosobowych. Ten składnik silnie wpływa na wielkość i finanse szpitala – uważa Artur Słabiak.

Projekt w Poznaniu należy do nielicznych uszytych na miarę, bo życie pokazuje, że normy na tego typu obiekty brane są z sufitu.

– Powstałe niedawno Centrum Medycyny Inwazyjnej w Gdańsku nie należy do inwestycji trafionych. Ilość bzdur, jaka pojawiła się w tym szpitalu, jest wprost proporcjonalna do kosztów. Mamy tam 180 m2 na jedno łóżko, w sumie łóżek jest 311 i kilkadziesiąt sekretariatów. Wyszedł bizantyjski przepych. Czy taki obiekt jest nowoczesny? – pyta Artur Słabiak i dodaje: – W koncepcji centrum przyjęto zły model konstrukcyjny i przestrzenny budynku, sale operacyjne wyszły za małe, a garaże za duże. Za to jest maleńka, wręcz ściśnięta, diagnostyka obrazowa. Powierzchnie pomieszczeń towarzyszących łóżkom pacjentów są dużo większe od powierzchni przeznaczonych na sale chorych.

Jedną z zasadniczych cech nowoczesnego szpitala powinien być jego racjonalny sposób zaprojektowania. My od tego uciekamy. Bierzemy pieniądze z Unii i samorządu, robimy remont i kurnik zmieniamy w szpital XXI wieku. – Pracowałem długo we Francji i w Luksemburgu – mówi Artur Słabiak. – Dostawałem w skórę, bo każdy metr kwadratowy musiał na siebie pracować. Po powrocie do Polski stwierdziłem, że nas stać na wszystko; części brudne są w blokach, które służą leczeniu, jak np. w szpitalu na Banacha w Warszawie. To przecież jest kuszenie diabła i siedlisko bakterii. Albo trzy kilometry pustych korytarzy szerokości trzech metrów. Można by je zastawić 300 łóżkami. Podobnie wygląda Szpital Wolski w stolicy, którego budowę zakończono w 1902 roku, z 17 pawilonami, by 100 lat później postawić kolejny pawilon. Dlaczego? Kiedyś myślano, że osoby zakażone powinny leżeć w osobnych budynkach. Dzisiaj, bez względu na warunki atmosferyczne, chorych wozi się na zabiegi od budynku do budynku – uważa Artur Słabiak.

Na tym przykładzie widać, że organizacja większości funkcjonujących szpitali przypomina trochę wybuch bomby. Oddziały mieszczą się, gdzie popadnie, przemieszane z SOR-em, salami operacyjnymi.

Do góry