Historia medycyny

O człowieku, który wykradł Niemcom rad

Dr hab. n. hum. Ryszard W. Gryglewski, prof. UJ

Katedra Historii Medycyny na Wydziale Lekarskim UJ CM

Small ryszard wgryglewski opt

Dr hab. n. hum. Ryszard W. Gryglewski, prof. UJ

Życie Franciszka Łukaszczyka to pasjonująca opowieść o naukowcu, który z powodu zawirowań historii musiał być także przebiegłym konspiratorem

W 1895 roku, ledwie parę tygodni po ogłoszeniu przez Wilhelma Roentgena wyników swojego odkrycia, Léopold FreundEduard Schiff zasugerowali możliwość wykorzystania promieni X w terapii różnych schorzeń. W 1896 roku amerykański lekarz Emil Grubbe rozpoczął pierwsze próby z zastosowaniem promieniowania rentgenowskiego w zwalczaniu komórek nowotworowych. Tym samym wraz z radiologią rodziła się z wolna radioterapia. Dodatkowego bodźca dostarczyło odkrycie przez Marię Skłodowską-Curie właściwości pierwiastka radu. Dwa lata później Otto Walkhoff zaobserwował i opisał oddziaływanie radu na procesy fizjologiczne. Wszystkie powyższe odkrycia wpłynęły w niedalekiej przyszłości decydująco na rozwój onkologii jako odrębnej dyscypliny klinicznej.

Marzenia o Instytucie Radowym

Small franciszek lukaszczyk  opt

Ryc. 1. Franciszek Łukaszczyk – ten, który wprowadził pojęcie „dynamika procesu nowotworowego”.

Za twórcę onkologii klinicznej w Polsce uznaje się Franciszka Łukaszczyka (1897-1956) (ryc. 1), jednego z pomysłodawców i organizatorów Instytutu Radowego w Warszawie. Studia medyczne kończył na Wydziale Lekarskim UJ. Już wówczas zwrócił na siebie uwagę jednego z najznakomitszych internistów – prof. Witolda Orłowskiego, dzięki czemu uzyskał asystenturę w Klinice Chorób Wewnętrznych. Później kształcił się pod okiem twórcy polskiej hematologii – prof. Tadeusza Tempki. Skierował wówczas swoje zainteresowania badawcze na zagadnienia związane z biochemiczną strukturą krwi i zaburzeniami przemiany materii. Równocześnie coraz większą uwagę poświęcał problematyce onkologicznej.

Doskonałe referencje, wiedza i zdolności organizacyjne zadecydowały, że to właśnie w nim widziano kierownika mającego powstać Instytutu Radowego. Dzięki poparciu prof. Orłowskiego uzyskał specjalne stypendium fundowane przez Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej i w latach 1928-1930 kształcił się w dziedzinie radioterapii oraz onkologii w Paryżu. Wśród jego ówczesnych mistrzów była sama Maria Skłodowska-Curie. Następnie przebywał w słynnym Institut für Krebsforschung w Berlinie oraz sztokholmskim Radiumhemmet. Tu zapoznał się z najnowszymi wówczas osiągnięciami radiodiagnostyki i radioterapii.

Na początku 1932 roku doktor Łukaszczyk rozpoczął pracę w Instytucie Radowym w Warszawie na stanowisku jego dyrektora. Oficjalna uroczystość otwarcia instytutu odbyła się w maju tego samego roku. Wzięła w niej udział Maria Skłodowska-Curie oraz prezydent Ignacy Mościcki, a także prof. Claude Regaud, jeden z pionierów onkologii i radioterapii na świecie. Głośno komentowano fakt, że polska uczona przekazała instytutowi pierwszy gram radu, wówczas o wartości ponad pół miliona złotych. Tę ogromną sumę zebrano staraniem kobiecych stowarzyszeń polonijnych w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie.

Budowanie zespołu

Dr Łukaszczyk od samego początku z niezwykłą energią dążył do stworzenia z Instytutu Radowego nowoczesnego ośrodka, który łączyłby w sobie funkcje naukowe, dydaktyczne i kliniczne. Już wówczas kreślił projekty wyodrębnienia onkologii jako specjalności lekarskiej, łączącej ścisłą współpracę radiologów, histopatologów, chirurgów oraz farmakologów, której nadrzędnym celem będzie wypracowanie skutecznych i zróżnicowanych metod walki ze schorzeniami nowotworowymi. Podkreślał, że walka ze schorzeniami nowotworowymi domaga się opracowania programu profilaktycznego. Proponował utworzenie swoistej sieci placówek onkologicznych rozlokowanych na terytorium kraju. Równocześnie, wraz ze współpracownikami, dążył do stworzenia nowoczesnego sytemu diagnostycznego, który umożliwiałby wczesne wykrywanie nowotworów, ich klasyfikację oraz kwalifikację do zastosowania konkretnej metody terapeutycznej. A warto podkreślić, że w instytucie zatrudniono początkowo jedynie dwóch lekarzy w osobach dr. Franciszka Łukaszczyka oraz dr. Józefa Laskowskiego (ryc. 2), których wsparła po paru miesiącach dr Hanna Noblinówna. Ten skromny zespół mógł liczyć na fachową pomoc jednej pielęgniarki! Dysponowano pięcioma aparatami do rentgenoterapii, również 166 ładunkami radowymi, które umieszczono w specjalnych cylindrach i igłach.

Small jozef laskowski opt

Ryc. 2. Dr Józef Laskowski (z lewej) z Wiktorem Kalicińskim po wyjściu z Pracowni Anatomo-Patologicznej Centrum Wyszkolenia Sanitarnego (1935 rok).

Small mtaynhg3njg foto 2 opt

Ryc. 3. Maria Skłodowska-Curie w towarzystwie prezydenta RP Stanisława Wojciechowskiego w trakcie ceremonii wmurowania kamienia węgielnego pod budowę Instytutu Radowego (1925 rok).

Small pic 1 n 815 6 opt

Ryc. 4. Urządzenie służące do naświetlania promieniami Roentgena.

Zapałowi dyrektora i jego nieustannym zabiegom wokół instytutu można zawdzięczać, iż w ciągu zaledwie paru lat zespół zdecydowanie się powiększył o lekarzy i specjalistów innych dziedzin nauki, przekształcając się w interdyscyplinarne gremium, odznaczające się wysokim stopniem profesjonalizmu (ryc. 3, 4).

Przed wybuchem wojny instytut zatrudniał już blisko 100 osób, w tym 11 etatowych lekarzy, nie licząc konsultantów oraz tych, którzy odbywali czasowe praktyki. Wyodrębniona, jakkolwiek ściśle związana z teoretyczną, część kliniczna liczyła 120 łóżek szpitalnych.

Wojenne ryzyko

Wybuch II wojny światowej oznaczał kres działalności w dotychczasowym jego kształcie. Dr Łukaszczyk wraz ze współpracownikami starał się ukryć i ochronić cenne wyposażenie laboratoryjne i doświadczalne. Jeszcze w trakcie kampanii wrześniowej, narażając własne zdrowie, wywiózł gram radu z instytutu, by ukryć go w domu letniskowym pod Warszawą. Gdy miasto skapitulowało, dr Łukaszczyk przywiózł część radu z powrotem do stolicy. Niemcy natychmiast opieczętowali miejsce składowania i gotowi byli zawłaszczyć cenny materiał, lecz dr Łukaszczyk nastraszył urzędników skutkami napromieniowania, a niebawem dzięki zakulisowym poczynaniom udało się większość materiału promieniotwórczego odzyskać. Hitlerowcy, którzy dobrze wiedzieli, iż radu było znacznie więcej, niż znaleźli w instytucie, wszczęli śledztwo. Gestapo wzywało Łukaszczyka wielokrotnie w tej sprawie i przeprowadziło gruntowne dochodzenie, które jednak nic nie wykazało. Tymczasem instytut przemianowano na Miejski Szpital Przeciwrakowy, który nadal przyjmował chorych. Przez cały czas okupacji dr Łukaszczyk prowadził niebezpieczną grę, ukrywając pozyskiwany również na drodze nielegalnej rad z różnych znanych mu jeszcze z czasów przedwojennych źródeł. W dwóch skrytkach na terenie instytutu, jednej we własnym gabinecie, drugiej umieszczonej w przewodzie wentylacyjnym łazienki, przechowywał cenne zdobycze. By nie narażać innych pracowników na niebezpieczeństwo dekonspiracji, a przede wszystkim chcąc ich uchronić przed skutkami napromieniowania, większość działań związanych z ukrywaniem i przenoszeniem radu wykonywał sam.

Wybuch Powstania Warszawskiego położył kres istnienia Miejskiego Szpitala Przeciwrakowego. Już 5 sierpnia 1944 roku Niemcy nakazali całemu personelowi wraz z nieliczną, mogącą poruszać się o własnych siłach grupą pacjentów opuścić budynek. Pozostałych chorych wymordowano. Dwa tygodnie po tych tragicznych wydarzeniach dr Łukaszczyk, uciekając się do przekupstwa, zdołał pozyskać pomoc jednego z niemieckich lekarzy i wraz z eskortą żołnierzy, przemieszczając się w pojeździe opancerzonym, zdołał wydostać ukryty na terenie instytutu rad. W tzw. kasie radowej, gdzie oficjalnie był gromadzony materiał promieniotwórczy, dr Łukaszczyk podłożył atrapy cylindrów i zabrał całą jej prawdziwą zawartość. Jednocześnie opróżnił też i tajne skrytki. Tym sposobem miał przy sobie blisko gram radu. W tych warunkach nie było mowy o właściwym jego zabezpieczeniu. Bez żadnej praktycznie osłony wiózł go do swego rodzinnego domu w Poroninie, gdzie postanowił ukryć rad, w pełni świadom, jak tragiczne to może nieść następstwa dla jego zdrowia. Dzięki jego poświęceniu w wyniszczonej po wojnie Polsce można było szybko wznowić leczenie ciężko chorych pacjentów.

Do góry