Analiza

Przymus czy wolna wola, czyli praca non stop

Katarzyna Nowosielska

Pracownicy Szpitala Powiatowego w Białogardzie znaleźli w dyżurce martwą anestezjolog. 44-letnia kobieta zmarła na zawał serca, prawdopodobnie z przepracowania, po prawie 94 godzinach nieprzerwanego dyżuru. Prokuratura rejonowa prowadzi postępowanie w tej sprawie. Do tej tragicznej śmierci, opisywanej w mediach, doszło na początku sierpnia. Wojciech Jajszczyk, rzecznik prasowy białogardzkiego szpitala, tłumaczył wówczas, że nikt nie zmuszał kobiety, aby dyżurowała tak długo. Co więcej, podkreślał, że lekarka nie pełniła dyżuru w ścisłym tego słowa znaczeniu przez 94 godziny. Przez część tego czasu pozostawała w gotowości do pracy.

To nie pierwszy taki przypadek śmierci na dyżurze szpitalnym. W 2012 roku, w piątej dobie dyżuru, zmarł anestezjolog z opolskich Głubczyc. Pracował ponad 100 godzin z rzędu. Zarówno lekarka z Białogardu, jak i doktor z Głubczyc nie byli etatowymi pracownikami – prowadzili działalność gospodarczą i nie obowiązywały ich obostrzenia co do maksymalnej liczby przepracowanych godzin wynikających z Kodeksu pracy.

Przyczyna

Nikt nie będzie jeździł na jeden dyżur

Takie maratony czasowe na dyżurach nie należą do wyjątków. O tych dwóch przypadkach zrobiło się akurat głośno, bo zakończyły się tragicznie. – To jest codzienność wielu szpitali, zwłaszcza powiatowych. W mniejszych miejscowościach brakuje specjalistów i trzeba ich ściągać z dużych miast. Lekarz zaś, gdy ma jechać 150 km tylko na 24 godziny dyżuru, kalkuluje sobie, że bardziej mu się opłaca wziąć pod rząd dwie-trzy doby – mówi anestezjolog z Mazowsza. Zaś Krzysztof Bukiel, szef OZZL, przyznaje, że tak długie dyżury są popularne nie tylko wśród anestezjologów. Dotyczą ogólnie specjalizacji zabiegowych, w tym m.in. chirurgów czy położników.

Potwierdzają to dane z kontroli NIK, która badając przestrzeganie standardów opieki okołoporodowej na oddziałach ginekologiczno-położniczych, sprawdziła przy okazji stan kadr. W 17 podmiotach leczniczych, do których wkroczyli pracownicy NIK, czas pracy lekarzy zatrudnionych na podstawie umów cywilnoprawnych znacznie przekraczał 24 godziny. Wynosił bowiem od 31 do nawet 151 godzin (6,3 dnia) bez przerwy. NIK zaznaczyła w wystąpieniu pokontrolnym, że główną przyczyną tych nieprawidłowości były absencje, czyli urlopy, zwolnienia i fakt, że rzeczywiście lekarze kontraktowi są niechętni, by dojeżdżać do szpitala na jeden dyżur. Takie przypadki NIK wykryła m.in. na oddziale położniczo-ginekologicznym spółki szpitalnej w powiecie bytowskim, gdzie w latach 2013-2015 w lipcu i w sierpniu siedmiu lekarzy udzielało świadczeń przez ponad 24 godziny bez przerwy, czyli od 31 do 151 godzin bez odpoczynku.

Podobne maratony odbywały się w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Kaliszu. Położnicy nieprzerwanie świadczyli usługi od 31,5 do 72 godzin, a anestezjolodzy od 30 do 77 godzin. Dyrektor kaliskiej placówki tłumaczył pracownikom NIK podczas kontroli, że „dyżurowy” z reguły nie jest czasem w 100 proc. wypełnionym pracą i pozwala w chwilach niewykonywania zadań służbowych na doraźny odpoczynek. Tyle że doraźny odpoczynek miała też mieć zapewniony anestezjolog dyżurująca w szpitalu w Białogardzie. Przecież pozostawała przez część dyżuru w gotowości do pracy…

Pracując na umowie cywilnoprawnej (kontrakcie) czy na umowie-zleceniu, lekarz może sobie ze szpitalem dowolnie ustalać miesięczną liczbę godzin. Obowiązuje swoboda umów. Dlatego związki zawodowe postulują, aby ją ograniczyć i do umów cywilnych wprowadzić takie same obostrzenia, jakie są przewidziane dla umów o pracę (możliwość świadczenia usług maksymalnie 7 godzin 35 minut na dobę i 37 godzin i 55 minut na tydzień). Tak przewiduje ustawa o działalności leczniczej. Do tego czasu pracy wlicza się także czas pełnienia dyżurów.

Lekarstwo

Ograniczyć czas pracy także na kontraktach

– Trzeba zabronić lekarzom pracować powyżej tych norm czasu pracy. Bo jak widać, to jest niebezpieczne dla ich zdrowia. Przy okazji z niedospania mogą zrobić krzywdę pacjentom – mówi Krzysztof Bukiel.

Zdania prawników co do wprowadzenia takiego ograniczenia są podzielone. – Możliwe jest wprowadzenie ustawą analogicznych ograniczeń związanych z czasem pracy również wobec lekarzy pracujących na kontraktach. Pewne zasady konstytucyjne, a w tym zasada wolności gospodarczej, której beneficjentami są lekarze-przedsiębiorcy pracujący na umowach cywilnoprawnych, mogą doznawać ograniczeń z uwagi na ważny interes publiczny, którym w tym przypadku jest niewątpliwie życie i zdrowie ludzkie – uważa dr Joanna Ostojska-Kołodziej, adwokat w Kochański Zięba i Partnerzy.

Z kolei zdaniem dr. hab. Moniki Gładoch wprowadzenie ograniczeń nie jest możliwe, gdyż Polskę obowiązuje unijna dyrektywa o czasie pracy. Mówi ona, że jeśli lekarz podpisze klauzulę opt-out, może pracować nawet i w wymiarze 78 godzin w tygodniu. – Gdyby lekarze mieli świadczyć pracę maksymalnie 7 godzin 35 minut na dobę, to większość oddziałów szpitalnych padłaby, bo zabrakłoby kadr do obsadzania dyżurów – zauważa dr Gładoch. – A tych brakuje w całej UE, skoro dyrektywa unijna dopuszcza odstępstwa od kodeksowego czasu pracy. W Polsce jednak nie chodzi tylko o organizację czasu pracy. Wynagrodzenia są niskie – dodaje. W praktyce więc widać, że zapis z ustawy o działalności leczniczej o tym, iż lekarz pracuje zasadniczo 7 godzin 35 minut, a dodatkowo musi mieć zapewnione 11 godzin na dobę nieprzerwanego odpoczynku, nijak ma się do rzeczywistości.

Przyczyna

Na życie trzeba zarobić

Lekarzy jest za mało, a ci, którzy nie wyemigrowali, narzekają na zbyt niskie wynagrodzenia z podstawowego wymiaru czasu pracy. Lekarskie związki zawodowe podają bowiem, że zasadnicza pensja specjalisty waha się w granicach 4 tys. zł brutto. Zaś z danych Ministerstwa Zdrowia z 2015 roku wynika, że lekarz bez specjalizacji odpowiednio zarobi brutto 3247 zł, a z dodatkami, czyli najczęściej dyżurami, 5,5 tys. brutto. Osoba z drugim stopniem specjalizacji zarobi zasadniczo 4342 zł brutto, a z dodatkami 7,2 tys. zł. – Trzeba jakoś zarobić na utrzymanie rodziny. Ponadto wymaga się od nas, abyśmy stale podnosili kwalifikacje zawodowe. Do tego zobowiązuje nas zresztą Kodeks Etyki Lekarskiej. A trzydniowy kurs dla specjalisty może kosztować i 3 tys. zł. Z podstawowej pensji tego nie opłacimy – mówi anonimowo anestezjolog.

Toteż Krzysztof Bukiel uważa, że wprowadzając ograniczenia co do czasu pracy, trzeba podnieść pensje zasadnicze lekarzom. – Specjalista powinien zarabiać trzy średnie krajowe, czyli ok. 12 tys. zł brutto – mówi.

Jednak większości szpitali nie stać, aby płacić lekarzom etatowym większe stawki. Dlatego w wielu placówkach są oni zmuszani do przechodzenia na kontrakty lub by po etatowym czasie pracy dyżurować na podstawie umowy cywilnoprawnej. Kontrakty mogą być tańsze dla wielu pracodawców, bo nie muszą się oni martwić o odprowadzanie składek na ubezpieczenie społeczne za pracownika. – Dyrektorzy szpitali nieoficjalnie zmuszają nas do pracy ponad normę. Jeśli się nie zgodzimy, to możemy dostać grafik pracy, który uniemożliwi nam dorabianie np. w prywatnych placówkach, w inne dni, gdy nie mamy dyżurów – komentują lekarze.

Nieoficjalnie mówi się, że specjaliści, w tym anestezjolodzy, na kontrakcie mogą zarobić 100 zł brutto za godzinę pełnienia dyżuru, a bywa tych godzin i 170 w miesiącu. Od tego lekarz musi zapłacić 19-proc. podatek dochodowy, minimalny ZUS w kwocie 1 tys. zł, dodatkowo składkę na ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej. W przypadku anestezjologów suma gwarancyjna ubezpieczenia to 400 tys. zł.

W innej swojej kontroli z ubiegłego roku NIK stwierdziła, że wbrew pozorom kontrakty wcale nie poprawiają sytuacji finansowej szpitali. W 22 placówkach personel na kontraktach pracował zarówno w tych szpitalach, które osiągnęły zysk, jak i w tych, które wykazały stratę. Umowy kontraktowe umożliwiały m.in. obejście ustawowo zagwarantowanego prawa do 11-godzinnego wypoczynku bezpośrednio po dyżurze. I tak pełnienie takich dyżurów przez lekarzy kontraktowych, zatrudnionych często w tych samych placówkach, na tych samych oddziałach również w ramach umowy o pracę, przede wszystkim łagodziło skutki niedoboru personelu.

Do góry