Felieton

Co gryzie profesora Wciórkę?

Prof. dr hab. med. Jacek Wciórka

Small dsc 3448 kopia opt

Prof. dr hab. med. Jacek Wciórka

Tegoroczny Światowy Dzień Zdrowia Psychicznego ogłoszony na 10 października przez WFMH (World Federation for Mental Health) poświęcony był „godności w zdrowiu psychicznym”. Dlaczego? Co skłania tę globalną organizację do takiej proklamacji? Czy słowo „godność” w odniesieniu do zdrowia psychicznego tak dalece traci swoje zwykłe znaczenie, że należy je tu traktować inaczej? Jeśli zajrzeć do broszury wydanej z tej okazji, okaże się, że tak jest w istocie. Że trzeba mówić i przypominać o godności w zdrowiu psychicznym, bo jest ona raczej fantomem niż realnie dostępnym „fundamentalnym dobrem osobistym i prawem człowieka”, uroczyście zapisywanym w deklaracjach, konwencjach, konstytucjach i ustawach.

Cóż bowiem z tego, że także człowiekowi doświadczającemu kryzysu psychicznego przysługuje przyrodzona i niezbywalna godność, skoro jednocześnie akceptujemy (protestując lub częściej bez protestu) szereg sytuacji, w których doświadczanie takiego kryzysu albo szukanie pomocy konfrontuje człowieka z okolicznościami i zachowaniami niegodziwymi (upokarzającymi, poniżającymi, dyskryminującymi, lekceważącymi)? Niegodziwymi, czyli naruszającymi godność.

Nie zatrzymujmy przy tym wzroku na naszych, jakże siermiężnych warunkach. Na świecie bywa wielokrotnie gorzej. W krajach ubogich, których zwyczajnie „nie stać” na godziwe instytucje, bo np. muszą się zbroić, budować drogi lub wodociągi, ale także w bogatych krajach o wysokim produkcie krajowym łatwo znaleźć liczne przejawy (może bardziej miękkich) okoliczności naruszających godność osób korzystających z pomocy systemu ochrony zdrowia psychicznego. Właśnie czytam, że w kolejnym kraju świadomi praw i godności człowieka reprezentanci uznali, że ich chorującemu „nieuleczalnie” (np. na depresję, otępienie) współobywatelowi należy raczej pomóc w umieraniu, niż zapewnić kosztowną terapię lub kłopotliwą pomoc paliatywną („godną śmierć” zamiast „godnego życia”). Bo przecież respektujemy w ten sposób godność pacjenta, jego wybór, wolność i dobro! Czy to niegodziwość, czy może tylko kalkulacja ekonomiczna, a może nieunikniony dylemat zdrowia publicznego albo wynik taryfikacji świadczeń zdrowotnych?

Jeśli wyjrzymy poza systemowe uwarunkowania poszanowania godności w zdrowiu psychicznym, natrafimy na mnóstwo przykładów zachowań, które można by nazwać niegodziwością bezmyślną. Oto prominentny i elokwentny psychiatra obwieszcza w poczytnym tygodniku, że drugi nawrót psychozy powoduje spadek IQ o dwa odchylenia standardowe, a pacjent, który wcześniej smakował muzykę klasyczną, przestaje odróżniać dzieła poszczególnych twórców. Że to twierdzenie nieprawdziwe, że to kogoś przerazi, zaboli? Ale liczy się efekt! Oto nieopierzony jeszcze, ale już gruboskórny polityk przyszywa dyskredytującą łatę rywalom w wyborach parlamentarnych, proponując im, by w czasie Światowego Dnia Zdrowia Psychicznego w trosce o zdrowie ludzi wstrzymali się od występów publicznych. Gdzie Rzym, gdzie Krym? Ale liczy się efekt! Oto znana instytucja ubezpieczeniowa stara się ograniczyć ryzyko wypadków drogowych, ilustrując hasło „Stop wariatom drogowym” obrazami dziwacznie poruszających się po drodze postaci w kaftanach bezpieczeństwa. Niestosowne? Ale i tu liczy się efekt!

Mimo wszędobylskiej maniery poprawności polityczno-językowej w dziedzinie zdrowia psychicznego funkcjonuje nadal znaczna swoboda naruszania godności osób i spraw. Można się zastanawiać, czy proklamowanie uroczystych haseł przyspieszy czas realnego jej respektowania i przesunie w niebyt owo „przeklęte dziedzictwo”, które zdaniem M. Foucaulta przeniosło się na chorujących psychicznie w okresie ustępowania z Europy epidemii trądu. Dziedzictwo, które personifikując w nich rodzaj społecznego potępienia, pozwalało i niestety ciągle jeszcze pozwala względnie bezkarnie naruszać ich godność, przesuwać ich poza obręb pełnej wspólnoty praw i godności.

Ta konstatacja jest smutna, ale smutna być nie musi, jeśli będzie stanowić wyzwanie i zobowiązanie. Dla nas. To znaczy dla mnie, ale i dla was. Kimkolwiek jesteście, drodzy czytelnicy.

Do góry