Problem wizerunkowy kolejnej szczepionki odbije się na akcji szczepień?

Specjaliści próbują zwalczyć mity

Szef KPRM Michał Dworczyk przyznał, że szczepionka przeciwko COVID-19 firmy Johnson&Johnson wywołuje u pacjentów podobne emocje jak wcześniej produkt AstraZeneca.
Szczepionka ta dostępna jest w Polsce od zeszłego tygodnia. Jak powiedział Dworczyk w wywiadzie udzielonym „Rzeczpospolitej”, niektórzy przychodzący na szczepienie na wieść, że mają być zaszczepieni szczepionką J&J, rezygnują ze szczepienia.
Jego zdaniem pacjenci obawiają się zakrzepicy. – Jak wynika z informacji lekarzy, odmowy dotyczą obaw związanych z zakrzepicą – mówił.
Według Dworczyka, podobnie jak miało to miejsce w przypadku AZ, ten problem z czasem minie lub zmaleje.
Jednocześnie nie widzi on możliwości, aby w miejsce tych, którzy się boją, proponować szybsze szczepienia 30-latkom. Mogłoby powstać wtedy wrażenie, że jest to szczepionka gorsza, której wiele osób nie chce. Tymczasem – dodał minister – przypadków zakrzepicy było po niej dziesięciokrotnie mniej niż po Astrze.
Zapewnił, że szczepionki się nie marnują – odsetek utylizowanych szczepionek jest jednym z najniższych w Europie. Cały czas są chętni z grup uprawnionych, które łącznie liczą 12 milionów osób.
Zapowiedział, że przedstawiciele Rady Medycznej będą aktywnie w mediach tłumaczyć wszystkie kwestie i ewentualne wątpliwości związane ze szczepionką firmy J&J.
Dworczyk pytany był także o ocenę stanowiska Episkopatu, w którym zwrócono uwagę, że szczepionki koncernów AstraZeneca i J&J „są oparte na technologii bazującej na komórkach pochodzących od abortowanych płodów”.  
Zdaniem Dworczyka, Kościół nie powiedział: „Nie używajcie tej szczepionki”. Powiedział o swoich wątpliwościach w jednym zdaniu, a w drugim, że można te preparaty wykorzystywać w dzisiejszej sytuacji.
Wątpliwości, jakie wywołało stanowisko, rozwiewa prof. Jacek Wysocki, pediatra, specjalista chorób zakaźnych z Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu i zastępca przewodniczącego Polskiego Towarzystwa Wakcynologii.
W rozmowie z gazeta.pl wyjaśnił, że linie komórkowe pochodzą z płodów z lat 60. i 70., które były abortowane ze wskazań medycznych, prawnych lub innych. Te linie są podtrzymywane w laboratoriach do celów badawczych i produkcyjnych. – Niektórzy fałszywie twierdzą, że przeprowadza się w tym celu nowe aborcje, a nie jest to prawda – powiedział prof. Wysocki.

id