Zagranica

Wielka Brytania: Telefonicznie przekonaj o chorobie

Jerzy Dziekoński

Ponad 150 przychodni lekarzy rodzinnych (GP) na Wyspach Brytyjskich zdecydowało się na wdrożenie nowego systemu rejestracji pacjentów. Nie będzie już zapisów na konkretny termin, a o tym, czy pacjent w ogóle zostanie przyjęty, zadecyduje lekarz po rozmowie telefonicznej.

Dotychczas wystarczyło zadzwonić i umówić się na konkretny, pasujący choremu termin. Obecnie wiele praktyk zabiera pacjentom ten przywilej w imię oszczędności. Teraz, żeby dostać się do lekarza, trzeba będzie rano zatelefonować, przedstawić swój problem, zarejestrować się w recepcji i czekać, aż oddzwoni lekarz. Dopiero po krótkim wywiadzie telefonicznym zapadnie decyzja, czy i kiedy pacjent zostanie przyjęty.

Nowy system obejmuje już 1,4 mln pacjentów i wygląda na to, że kolejne przychodnie będą wdrażały takie rozwiązanie również. Według wyliczeń NHS od 2008 do 2014 roku liczba porad udzielanych przez lekarzy rodzinnych wzrosła z 303 mln do 360 mln rocznie. Biorąc pod uwagę fakt, że brytyjskie społeczeństwo starzeje się, liczba ta będzie systematycznie rosnąć. Już dzisiaj niektóre praktyki są tak oblegane, że na wizytę trzeba czekać nawet cztery tygodnie. Jeśli zaś ktoś chce być przyjęty tego samego dnia, musi wcześnie rano stawić się przed przychodnią i swoje odczekać w kolejce.

Jeżeli ktoś zarezerwuje termin i nie stawi się na wizytę, czas, który może być wykorzystany na pomoc innym pacjentom, będzie stracony. Na takie marnotrawstwo lekarze nie mogą sobie pozwolić. Zwolennicy nowego systemu twierdzą, że pacjenci wciąż mają wybór – mogą zmienić lekarza rodzinnego i znaleźć się pod opieką przychodni, która nie wprowadziła trudnych do zaakceptowania dla wielu chorych zmian.

Z drugiej strony zasadne wydają się głosy twierdzące, że lekarz nie jest w stanie ocenić stanu pacjenta bez rozmowy twarzą w twarz. Oponenci nowego systemu rejestracji uważają, że rozmowa telefoniczna nie może stanowić podstawy do tego, aby odmówić komuś wizyty u lekarza. Są również tacy, którzy uważają, że oznacza to koniec medycyny rodzinnej w dotychczasowym jej rozumieniu.

Do góry